wczoraj zaczął się suuper dzień, nie wiem co mi strzeliło do głowy, ale był to znakomity pomysł!! stwierdziłam, że jak tylko mam okazje to mogę jeździć rowerkiem rano, jak słoneczko dopiero wstaje no i o 8,20 już pedałowałam. Zrobiłam ponad 17 km, 1,5 godz nie było mnie w domu, wróciłam zmachana!! ale czułam się bosko!!! mam nadzieje, że powtórzę ten wyczyn nie raz.
potem strasznie zalatany dzień... także wieczorem już padłam!!
wczorajsze menu:
ś: miseczka mixu jogurtowego: jogurt nat 0% + jog owocowy +otręby
II ś: batonik muslli z biedro
O: mix sałat + kurczak+ pieczarki - taka improwizacja na szybkiego,
K: 3 kromki chrupkiego z serkiem delikate i plasterkami schabiku
no i teraz załamka!!!
kurna staram się mniej jeść, zdrowiej, jakiś ruch dodatkowy... a tu co??? waga dzisiaj rano 66,7 kg - więcej niż było!! MASAKRA!!!! ale czuje na ubraniach że jest troche luzu, nie są tak opięte jak 3 tyg temu... więc to mnie jeszcze w tym wszystkim trzyma, bo inaczej to bym otworzyła lodówkę i wszystko wpierniczyła!!
i tak pomyślałam, że jak do niedzieli nie będzie nic mniej to chyba w przyszłym tyg przejde na same proteinki na 3-5 dni i zobacze co wtedy....
jak byłam na Dukanie, to od razu wszystko leciało... zobaczymy... ale na razie załamałam się tą wagą i najchętniej bym ją wypierniczyła !!!
miłego dnia...
nora21
16 maja 2012, 10:51widzę że mamy ten sam problem, ah ta waga