Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
8.02.2009


Ostatni tydzień przeżyłam bardzo intensywnie ale niestety bez diety. We wtorek "wystąpiłam" w sądzie w charakterze świadka/biegłego. Prosto stamtąd pognałam do szkoły na zebranie klasy 4-ej. Moje dziecko bardzo ładnie zakończyło semestr, same bdb i tylko z wf-u db. Nie ukrywam,że byłam zaskoczona, bo 2 miesiące temu byłam w szkole i miała 5+, 5+, potem była zmiana nauczyciela, bo ich pani zaszła w ciążę. Poszłam więc do wych. i poprosiłam o pokazanie dziennika. Przy okazji dowiedziałam się, że jedna dziewczynka miała same 5 i też dostała na semestr 4. W dzienniku oprócz tamtych ocen były jeszcze 4+,5 i 4 na moje 4 to mocno zaniżona ocena, ale niech będzie może te 4 są ważniejsze. ALE! Koleżanka  Natalii rzeczywiście miała same 5+ i 5 i też dostała 4. Namówiłam mamę tej dziewczynki i poszłyśmy do wf-istki. Wiecie jak się tłumaczyła? Że ona zbyt krótko zna nasze dzieci bo tylko od listopada i nie może brać pod uwagę tamtych ocen, bo wg niej są zawyżone (?!) a za to musi brać jeszcze inne rzeczy pod uwagę, których nie ma w dzienniku (?!). Nie wiem jak Was , ale mnie to nie przekonało a ponieważ pani uparcie powtarzała swoje, poszłyśmy do dyrektorki. Ta oczywiście tłumaczyła swojego pracownika, że to doświadczony pedagog itp, zapewniła że zbada sprawę i na pewno ta pani będzie jeszcze z nami rozmawiała. Ja oczywiście nie liczę na to że zmienią ocene - wiem ze to już niemożliwe, ale chcę żeby moje dziecko miało jasno określone kryteria oceny i było oceniane sprawiedliwie. Tylko wtedy będzie chciała dalej się uczyć, przeciez ocena to nadal największa motywacja do nauki.
Jak na ironię losu w środę miałam drugą wywiadówkę u syna w klasie 1-ej, na której pani Kasia przeprowadziła w obecności pani dyrektor (!) warsztaty dla rodziców "Jak motywować dziecko do nauki". Ciekawe, czy mnie rozpoznała i odniosła się w związku z tematem do sprawy wf-u.
Czwartek minął na przygotowaniach do imprezy urodzinowej Kuby, a w piątek była owa impreza na której było w sumie 12-u małych gości. W ostatniej chwili zdążyłam zbiec do sąsiadki z dołu , żeby ją uprzedzić o hałasie. Była tak miła, że zaraz zapukała z czekoladką dla solenizanta. Oczywiście odwdzięczyłam się kawałkiem tortu.
Impreza chyba się udała - dzieci były bardzo zadowolone i ociągały się przy wyjściu (każdy dostał balonik i naklejki). Zaczęliśmy od tortu i słodkości - zanim nałożyłam ostatniemu gościowi, mój syn już skończył jeść i chciał wyjść, kazałam mu usiąść i opowiadać dowcipy, zabawa przedłużyła się na pół godziny.
Potem oczywiście były konkursy (tor przeszkód, wyścigi w ubieraniu ciuchów mojego męża, zaszyfrowane wiadomości, Laurencja-po której dziś bolą mnie strasznie uda, helikopterki - więcej nie udało się przeprowadzić bo tor przeszkód był z pomiarem czasu i potem każdy chciał poprawiać wynik chyba ze 3 razy). 
Na kolację zamówiłam 2 megapizze co przyjęto z dużą aprobatą, po kolacji zostało już niewiele czasu więc mogli go spędzić jak chcą. Ostatni goście wyszli po 20.30, wstawiłam tylko naczynia do zmywarki, uprzątnęłam serpentynę i jak usiadłam tak zasnęłam (dzień wcześniej spałam tylko 3 godziny). Obudziłam się rano o 7.30, z trudem dotarłam do łazienki (nogi po Laurencji!), wzięłam prysznic przebrałam się i pojechałam na sympozjum z pediatrii (6 godzin wykładów). To tylko część tego co się działo w ostatnich dniach, wybaczcie że nie pisze co jadłam ale...nie pamiętam ,a może chcę zapomnieć...

  • toja33

    toja33

    11 lutego 2009, 21:16

    dawno do Ciebie nie zagladałam, ale przeczytałam ostatni wpis i wnioskuję że wszystko u ciebie po staremu, dzieci, dzieci i bieganina. Pozdrawiam goraco!

  • tamaramoskala

    tamaramoskala

    10 lutego 2009, 23:02

    Jesteś chudsza ode mnie:) o 5 kg -spróbuje Cie dogonić-a te torty na tych urodzinach też zajadalaś??Ha,ha,widzę ,że jesteś zalataną osobką,nie dziwie sie majac czwórke pociech i ptace wiem jak to jest-zapominamy o sobie ,raczej nie mamy czasu,a jak sie zmeczymy to padamy na kanapę i wcinamy ciacho czy czekoladę .Kiedy tak latam cały tydzień to sobota i niedziela jest dla mnie ogromną przyjemnoscią,kiedy się wylegiwuje dlużej i nic nie musze robic,ew upichce coś pysznego.A tu wzkazany by był czynny wypoczynek-strrraszne!Ale zmusiłam się i w ferie pojechałam z m oim 7-latkiem na narty do Zakopanego,a maż namówil mnie do zapisania sie razem z nim do klubu kolarskiego-brrrr!!-nie cirpie roweru -to była nasza wspólna decyzja ,takie postanowienie noworoczne ,żeby właczyc więcej ruchu w nasze siedząco-samochodowe życie-ten klub ma program jezdzenia na caly rok i trasy sa łatwe i trudniejsze,organizuja tez wyprawy w góry-nie wiem na ile mi sie uda z tego skorzystać,ale chce sie postarac jak najwięcej-grupowe spotkania mnie mobilizują-ale się rozpisałam-pozdrowionka-Tamara