Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Bieganie!


Zaczęła się moja przygoda z bieganiem.

Może lepiej by rzec- z joggingiem. Trafiłam na dobry artykuł, który mnie zmotywował. Nienawidziłam biegać od zawsze, po prostu była to dla mnie męczarnia porównywalna z włażeniem pod górę.

W artykule napisali, że mam nie patrzeć na nikogo, nie porównywać się z nikim. Swoje tempo i powolne zwiększanie tras- klucz do mojego sukcesu.

Już piszę jak mi poszło z pierwszymi treningami:

1 dzień.- przebiegłam ok. 200m truchtem, zadyszka, oddech rozregulowany, stan tragiczny. Nie przeciążyłam się, ale nie mogłabym biec dalej bez uszczerbku na zdrowiu fizycznym i psychicznym - taka kondycja!

Dzień 2. - przebiegłam więcej ! Potruchtałam jakieś 600m. Byłam dumna jak paw. I chciało mi się jeszcze ! Wróciłam mokra jak kura na deszczu. Ale szczęśliwa, że dobiegłam i zwiększyłam dystans.

Dzień 3. - przebiegłam 800m. Endorfiny chyba się wydzieliły, bo zachwyt i świetne samopoczucie tylko rosło!

Dzień 4. - 1200m!!! To nie do pomyślenia, gdy popatrzę na dzień 1. W ponad tydzień zwiększyłam swój dystans o kilometr !!! I chociaż biegło mi się dobrze, to jednak teraz czuję, że wszystko mnie boli, zwłaszcza nogi i plecy. Stan mój ogólnie rewelacyjny, bo bardzo mnie te wyniki cieszą !!! Oddech dużo lepszy, więcej oddycham nosem, tyle, ile mogę.

Nie mogę się doczekać kolejnych biegów- takich, w których to ja decyduję ile i gdzie będę biegać !!! Nikt mi nic nie narzuca, nikt mi nie mówi co mam robić- i to wyzwala we mnie chęć by biegać nadal. Jedyne co chcę zmienić, to godzinę joggingu. Nie późnym wieczorem, tylko z rana. Wstanę- kawka- przebieżka- i witaj nowy dniu !!! Obym wytrwała ! Piszą, że wtedy najszybciej się spala tłuszcz. A właśnie tego mi trzeba. Zrzucić tę słoninę :)

Do następnego!