Jak ja się cieszę!!!
Bieganie bieganiem, ale moje dystanse były żałosne, no nie ukrywajmy....
Nikt się nie chwali, że przebiegł 300m, nie podnieca, że przebiegł 1 km .... A dla mnie to było jak jakiś awans, premia, wygrana w totka!
Dzisiaj pojechałam do moich koleżanek, które zaczęły biegać (szczuplutkie, fajniutkie ). Ja- pomimo, że byłam już po porannym biegu (2 km) wzięłam butki, żeby z nimi potruchtać jakiś kilometr jeszcze...
PRZEBIEGŁYŚMY 3,5 KM !!!
CO DAJE MI NA DZISIAJ WYNIK = 5,5 KM !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
MAMOOOO, JESTEM PRAWIE BIEGACZKĄ !!!
RUN, TAZIK, RUN !!!!!!
PS. MÓWIŁAM, ŻE LEPIEJ MI SIĘ BIEGA WIECZOREM
JESTEM NAJSZCZĘŚLIWSZYM PULPECIKIEM NA ŚWIECIE :)
Nie mówiłam Wam jeszcze tego, ale jestem jedną z tych osób, dla których wf był katorgą. Byłam najgorsza- w biegach, w siatce, gimnastyce, brzuszkach na czas, skoku w dal... Katastrofa !!!
Czułam się jak totalne zero. Wprawdzie oceny miałam świetne, ale z wf pozostawało na świadectwie 4, gdy wszyscy mieli szóstki.
W skrócie- to fizyczne niedołęstwo było dla mnie bolączką, nie żadna matma czy fizyka. Wszyscy wiedzieli, że są lepsi ode mnie.
Na studiach cieszyłam się, że nie mam za wiele wf-u. Dwa semestry ledwie, raz wybrałam karate (co było męczące, ale genialne!) a raz jogę. Było, zleciało, minęło....Potem zastój totalny. Wszędzie poruszałam się tramwajami. Zero ruchu ! A najlepszą rozrywką siedzenie z tyłkiem na kanapie, oglądanie filmów i wpieprzanie chipsów
Pisze to, by lepiej było zrozumieć to, jakim sukcesem jest dla mnie przebiegnięcie 5,5 km !!! To szok !! I po prostu nie mogę w to uwierzyć ! Ponad miesiąc treningów (czy deszcz, czy błoto, czy mróz, śnieg po kolana czy odwilż)- i dało to efekty !!!!!!!
I WIECIE CO??? CHCE MI SIĘ JESZCZE !!!
PS. Na tym spotkaniu była masa jedzenia. Zjadłam sałatkę z kurczakiem i ananasem (ubóstwiam!!!) i jajko z pieczarkami. Do tego 2 lampeczki martini.
NIE POŻARŁAM PYSZNOŚCI- SŁODKOŚCI ! To też uznaję mimo wszystko za sukces :)
Będę biegaczką, yeeeaaaahhhhhh !!!!!!!!!!!!!!
Właśnie !!!! :)))
Buźki ! :)
Ps. Na zakwasy jeszcze nikt nie umarł co nie ?? :P
chendler
2 marca 2013, 23:49Zaczełam czytać Twój pamiętnik i ... jakbym widziała siebie! Jestem totalnym antytalentem sportowym i to co dla mnie jest sufitem dla innych podłogą w tej dziedzinie....i chociaż z wf miałam 5 i 6 to wynikały one raczej z sympatii do tej wysokiej niezgraboty totalnie niepanującej nad swym ciałem... tym bardziej więc gratuluję tego biegania!!! Może to właśnie sport dla Ciebie? Mi najlepiej idzie chyba marsz i nw...ale czy to wogóle sport? A co do chipsów to powinna być jakaś grupa wsparcia bo one na serio uzależniają...coś jak anonimowy chipsożercy.... Trzymaj się dalej :-)
rozowe.okulary
2 marca 2013, 17:19Cieszę się razem z Tobą ;) To jest naprawdę świetny wynik. Uwielbiam tą radość która od Ciebie bije, powodzenia :)
rroja
2 marca 2013, 07:41jejku ale pozytywnością bije! widać, że spotkanie się udało, raz, że miło spędzony czas, dwa, że takie sukcesy dietetyczne i sportowe ;) pozdro! :D
karmell
2 marca 2013, 00:08Uwielbiam biegać! Chociaż nie pamiętam, kiedy ostatni raz to robiłam. Jutro nawet z zakwasami poczujesz się jak nowo narodzona - to w końcu ogromny wysiłek i praca dla Twoich mięśni. :) Powodzenia!
..CytrynQa..
1 marca 2013, 23:51Ja się nigdy do biegania nie umiem zmusić, wstydzę się. Głupio to brzmi ale tak jest ehh :