pozostało 6 dni do rozprawy a ja nie wiem na czym stoję... złożyłam pozew bez orzekania winy, bo chcę żeby rozwód nie ciągnął się latami, no i po co wywlekac wszystkie brudy i wykłócać się? on jest zmienny jak choragiewka i nie wiem co postanowi, bo za każdym razem co mu zaproponuję zmienia zdanie.. głównie wykłoca się o mieszkanie jakby było o co, i tak idzie do podziału, bo nabyte w trakcie małżeństwa... jest mi ciężko i szczerze mówiąc straciłam zupełnie motywację do odchudzania i dbania o siebie... wiem że powinnam się wziąć w garść... moze tak zrobię, ale najpierw muszę zamknąc ten nieprzyjemny dla mnie dział w życiu... dodatkowy dyskomfort to wspólne zamieszkiwanie... nie mam gdzie się wyprowadzić z córką, on ma, jednak złosliwie tego nie robi :((( mam nadzieję, że przetrzymacie moje marudzenie i dacie radę znieść mnie do czasu az zdołam się odbić od dna.
67zosia
6 grudnia 2008, 09:09co u ciebie słychać?
67zosia
23 listopada 2008, 09:13potrzebujesz silnego wsparcia osób, które pomogłyby Tobie znaleźć się w nowej sytuacji. U nas są instytucje które pomagają kobietom, w takich sytuacjach. Psycholog, doradca rodzinny - warto!