Cześć. Pobiłam dzisiaj niechlubny rekord drzemkowy. Spałam aż 3 godziny... to pewnie przez to, że w nocy włączyła mi się moczopędność i przez wędrówki do kibla byłam potwornie niewyspana. Tak mam niestety przed okresem. Czytałam że przed okresem ogólnie pogarsza się wrażliwość insulinowa i to by się zgadzało, bo potrzebuję więcej snu i więcej chodzę sikać.
Obejrzałam wczoraj jakiś film o insulinooporności, a w zasadzie wywiad z jakimś amerykańskim guru, który od lat zajmuje się tym tematem. Wywiad trochę mnie wkurzył, bo specjalista wyraźnie promował dietę keto - węglowodany powodują insulinooporność, a tłuszcze i białka nie, z czym się nie do końca zgadzam. Jednak zasiał we mnie ziarno niepokoju i dlatego dziś zrobiłam sobie na obiad kurczaka z warzywami mrożonymi na parze, a żeby to przełknąć, do kurczaka dodałam sos śmietanowy Culineo. Danie idealne, prawie zero węgli. Zaczęłam jeść i na początku było nawet ok, ale gdzieś w połowie porcji gardło mi się zasznurowało i zrobiło mi się tak niedobrze, że momentalnie odłożyłam talerz i poszłam do kuchni po naczosy, aby przegryźć smak i podbić kaloryczność. Nie dla mnie takie dania jak widać.
Na deser serek valio o smaku cappucino, smakował mi, ale ja lubię wszystkie słodycze kawowe.
Potem drzemka, a po drzemce orbitrek. Zero powera dziś. Jednak te 200 coś spalone.
W ogóle jak się spocę na treningu i rozgrzeję, to przypomina mi się lato i motywuje mnie to żeby nie przywitać go w takim ciele.
Kolacja - 2 tosty, trochę ciecierzycy z wczoraj i cheetosy o smaku pizza.
To tyle na dziś.