Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Chyba pora coś zmienić bo cukrzyca puka do drzwi...

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 4423
Komentarzy: 51
Założony: 13 stycznia 2025
Ostatni wpis: 6 maja 2025

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Tetania

kobieta, 34 lat, Tak

172 cm, 72.50 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

6 maja 2025 , Skomentuj

Zimno i pada, więc zamiast spaceru był orbitrek. Nieźle dałam czadu. 300 kcal spalone, opaska pokazała 14 godzin regeneracji. Odkryłam, że fajnie mi się chodzi do pierwszego sezonu Kanapowczyń. Już go oglądałam, ale nie zaszkodzi kolejny raz. 40 minut solidnego wycisku sobie dałam.

Kalorie zjedzone - ok. 1800. Zrobiłam świetny obiad - papryki faszerowane kaszą jaglaną, z kurczakiem, suszonymi pomidorami i mozarellą light. 

I chyba mój układ sytości się wyregulował. Bo jeszcze zanim zjadłam cały obiad, poczułam się mega syta. Mimo, że jestem w deficycie kalorycznym. Musiałam odłożyć jedzenie bo nie dałam rady zjeść całej porcji. Tak działa zdrowe jedzenie. Po żadnej pizzy i innych takich w życiu bym nie była tak najedzona. Musiałabym zjeść trzy razy tyle i dopchać się czymś słodkim. 

5 maja 2025 , Skomentuj

Wróciłam do diety i treningów z wielkim przytupem. Dałam sobie taki wycisk na orbitreku, że opaska pokazała mi 12 godzin regeneracji. A potem jeszcze poćwiczyłam z hantlami.

Kalorie zjedzone - ok. 1800.

4 maja 2025 , Skomentuj

Witajcie. Trochę mnie nie było. Pojechaliśmy z mężem na tydzień do moich rodziców. Ostatnio byliśmy u nich w styczniu. Daleko mieszkają i każdy wyjazd wiąże się z całym dniem spędzonym w aucie, więc jeździmy tylko wtedy, jak mamy więcej wolnego, bo na weekend się nie opłaca. 

Wyjazd był burzliwy i dużo miałam przemyśleń, niestety smutnych. Najbardziej się obawiałam, że polegnie moja dieta, którą tak ładnie już przestrzegałam. I częściowo tak było, a częściowo nie.

Nie widziałam rodziców prawie 4 miesiące i co mnie uderzyło, że mama staje się coraz bardziej podobna do babci (swojej mamy). W sensie, że przytyła. A to mnie martwi, bo babcia miała otyłość chyba już olbrzymią (nie mogę tego sprawdzić, bo nie wiem ile ważyła i miała wzrostu, pytałam mamy ale nie wie). I zmarła na raka. Czytałam, że otyłość mogła się do tego raka przyczynić. 

Przez to martwię się o mamę. Chciałabym, żeby dbała o swoje zdrowie, ale mam wrażenie, że podchodzi lekkomyślnie do tematu. Na razie wyniki ma dobre (cukier ma lepszy niż ja!), tylko cholesterol za wysoki. Kardiolog zalecił jej dietę. Co zrobiła mama od razu po wyjściu z gabinetu? A no poszła z koleżanką na ciacho do ulubionej cukierni...

Nie jest jeszcze źle, nie jest bardzo gruba, ale z moją babcią było tak. Że całe życie była chuda, wręcz koścista, a jak przeszła na emeryturę to stopniowo zaczęła tyć. I z roku na rok zbierało się coraz więcej. Mama całe życie ma lekką nadwagę, a teraz myślę że na oko ma I stopień otyłości. Rok temu przeszła na emeryturę. 

Strasznie się czuję, pisząc to. Nie powiedziałam oczywiście mamie, że przytyła, bo mi głupio. Ale naprawdę martwi mnie jej podejście i denerwuje jednocześnie. Bo jak tam byliśmy, to miałam wrażenie, że cały czas gada o jedzeniu, co by tu zjeść. Nawet jak opowiadała o jakimś miejscu, że gdzieś była w jakimś ogrodzie botanicznym, to pierwsze co było: "No i można tam zjeść" aż się wkurzyłam i powiedziałam, "a po co od razu iść tam jeść?!". Potem czułam wyrzuty sumienia, że tak powiedziałam, ale z drugiej strony ile można!

Było też trochę zgrzytów, bo ja jeszcze przed wyjazdem mówiłam jej, że jestem na diecie bezglutenowej i nie jem słodyczy. A ona wtedy zaczęła biadolenie: to co Ty będziesz jeść, to ciasta mam nie robić?

Moja matka, tak jak i jej matka, niestety okazuje miłość przez karmienie innych. Uwielbia gotować i piec. Raz jak byliśmy upiekła nam 5 ciast. Tak. Nie pomyliłam się. Drożdżowe, pleśniak, jakieś z kremem, babka, i jeszcze jedne drożdżowe cała blacha dla nas na drogę powrotną...

Ja jej powiedziałam, że nie mogę jeść takich rzeczy ze względu na cukier, że mam stan przedcukrzycowy. I tak tego nie przyjęła do wiadomości. Nie jesz glutenu i cukru? A to zrobię sernik na herbatnikach, najwyżej herbatników nie zjesz.

I były wyrzuty: upiekłabym drożdżowe, ale Ty nie możesz... Mam zamrożone drożdżowe, jakbyś mogła jeść to bym wyjęła i byś sobie zjadła... I ciągle wymienianie, czego nie mogę jeść. Pizzy, makaronów, itp. Sugerowanie, że przeze mnie inni też nie zjedzą bo nie upiecze ciasta przeze mnie.

Było też namawianie. A bo jedna jej koleżanka też jest na diecie bezglutenowej, ale jak była z nią na wycieczce, to jadła ciasto, bo raz na pół roku można...

Dla mnie to było jak próby złamania mnie. Przed naszym wyjazdem postanowiła upiec mężowi bułeczki drożdżowe z kruszonką. Całą blachę. Wiecie, jak pachną takie bułeczki? Pomyślałam wtedy, że wygrała. Bo nie oprę się temu, czułam wręcz ból w środku, że miałabym ich nie zjeść. Pogodziłam się, że jak wrócimy do domu, to się na nie rzucę. Na szczęście zmęczyłam się tak długą jazdą, że mi przeszło i nie ruszyłam ani jednej. Zamiast tego opierniczyłam paczkę nachosów...uznając to za mniejsze zło...

Niestety kuchnia mojej mamy zawsze opierała się na najsmaczniejszych rzeczach, czyli mącznych i słodkich. Ja jestem od tego uzależniona. Nie jest mi łatwo sobie odmawiać, ale robię to z rozsądku bo nie chcę wrócić do punktu wyjścia i zachorować na cukrzycę. No i wiem, że to jedzenie nie odżywia, nie ma wartości, tylko więcej się po nim chce jeść.

Przez pierwsze dni było łatwo, bo przez PMS nie miałam apetytu i jedzenie mogłoby dla mnie nie istnieć. Jadłam jakieś wędliny, których były spore ilości, kiełbaski na ciepło. Ale mama przemycała w obiadach cukier i mąkę, np. robiąc sos, mówiła że musi dać mąkę pszenną. W końcu skusiłam się na kawałek sernika i to był błąd.

Bo od razu po nim zatraciłam poczucie sytości. Wcześniej najadałam się małymi porcjami i nie czułam głodna. Po zjedzeniu sernika coś mi się rozregulowało i jadłam coraz więcej. Nie liczyłam kalorii. Przyłapałam się parę razy na tym, że bezmyślnie odkurzam talerz i dokładam sobie jedzenia bez końca.

Teraz próbuję wrócić na dobre tory. Dzisiaj pierwszy raz policzyłam kalorie. Zjadłam poniżej 2000. Tęsknię za tymi dniami, gdy nie czułam głodu ani potrzeby myślenia o jedzeniu. Jadłam 3 posiłki dziennie i czułam się lekko. Teraz ogarniam problemy żołądkowo-jelitowe. Przez ostatnie dni bolał mnie żołądek z przejedzenia. Z dwojga złego wolę być głodna, niż przejedzona. 

Moja mama nie rozumie, że mój organizm nie toleruje jej kuchni. Gdybym jadła to co oni, miałabym ciągle zaparcia, byłabym gruba i pewnie na coś jeszcze chora... Na bank cukrzycę bym już miała. Bo mam geny rodziny ze strony ojca, a tam wszyscy mają cukrzycę. Pomimo że nikt nie jest gruby, co najwyżej mała nadwaga. Mój ojciec jest bardzo chudy i je porcje jak dla dziecka, bo jak zje więcej to mu szkodzi. Może dzięki temu nie ma jeszcze cukrzycy.

Tyle dobrego, że utrzymałam wagę. Ale ten tydzień dietetycznie był zmarnowany, i przeraziło mnie, jak szybko jestem w stanie wrócić do starych nawyków. 

26 kwietnia 2025 , Skomentuj

Stanęłam rano na wadze i... zupełnie się nie spodziewałam! Schudłam aż 1,2 kg! No to jest coś! Ważę 72,5 kg!

72 kg. Waga, w której spędziłam większość dorosłego życia. I z której startowałam wiele razy redukcję, a potem uparcie wracała. Mam nadzieję, że będzie tylko przystankiem do mniejszej wagi i że za długo w niej nie pobędę. 

Mój cel - zobaczyć 6 z przodu pod koniec maja staje się coraz bardziej realny.

25 kwietnia 2025 , Skomentuj

Z tymi ciuchami wczoraj było tak. Lnianymi spodniami mąż był zachwycony i powiedział, że to najlepsze, jakie kupiłam. Oboje też stwierdziliśmy, że wcale tak nie prześwitują gdy stoję lub chodzę. Jedynie jak się pochylę, więc muszę o tym pamiętać. O drugich spodniach mąż powiedział, że jakby był ze mną w sklepie, to by mi je odradził. Pytam czemu. A on: Kochanie, ty już kupiłaś raz za małe spodnie i ani razu ich nie założyłaś...

To prawda. Z tym że są jeszcze ciaśniejsze niż te, co kupiłam wczoraj i zatrzymują mi się w połowie uda... Kupiłam je jak byłam chudsza niż teraz. Te z wczoraj jest szansa, że kiedyś ponoszę, mogę je założyć na tyłek, tylko w pasie się nie dopinam.

Wzięło mi się na wspominki dziś. Cofnęłam się o rok w aplikacji i odkryłam, że rok temu o tej porze ważyłam 69 kg. Czyli jakieś 4 kg mniej. Ech... Jaka ja byłam głupia, że zaprzepaściłam taki efekt. Chociaż z tego co pamiętam, w tej wadze też czułam się grubo. 

Jak wtedy schudłam? Nie od razu, ale zaczęłam od początku stycznia z wagą 77 kg. Czyli zejście -8 kg zajęło mi ok. 4 miesiące... Dieta 1800 kalorii i ćwiczenia z Chloe Ting, ale jakieś cardio i HIIT, żadnych siłowych jak teraz. No i orbitreka tak nie używałam jak teraz.

Moja dieta wtedy nie była jednak zdrowa, bo dalej jadłam słodycze i pszenicę. I chipsy. Pamiętam, że dziennie jadłam pół tabliczki mlecznej czekolady. Wliczałam to do deficytu. Połowę mojej kaloryczności diety zajmowały słodycze...

Niesamowicie ciężko było mi więc utrzymać taką dietę. Byłam często głodna i zdarzały się napady. Gdy osiągnęłam 68 kg, waga przestała spadać. Zrobiło się cieplej, zajadałam się lodami, i moja waga skakała od 68 do 70 kg. Raz się zawzięłam to spadła do 67 ale na krótko. No cóż. Po pół roku na takiej diecie szybko doszło do rozprężenia i kompensacji. Jadłam i jadłam bez opamiętania, aż odzyskałam wszystko z nawiązką.

Teraz działam mądrzej, a przynajmniej tak mi się wydaje. Zmieniam na stałe nawyki. Nie jem słodyczy, nie brakuje mi ich, a dziś jadłam pasek czekolady gorzkiej i wydawała mi się jakaś podejrzanie słodka. Nie jem tez pszenicy bo to bezwartościowe i miesza z apetytem. To działa. 

No ale waga spada mozolnie, jak wtedy. Dołuje mnie to. Lato coraz bliżej, a ja dalej ważę ok. 73 kg. Pomyślałam dziś, że rzucę sobie wyzwanie: za miesiąc chcę widzieć już 6 z przodu. To chyba realne. Będę jeść 1700-1800 kcal dziennie i ćwiczyć.

Dzisiaj kończę dzień na 1700 kcal. Spaliłam ok. 360 kalorii aktywnych. Tylko orbitrek i kroki, bo odpuszczam na razie siłowe ze względu na bolące jamniki. 

24 kwietnia 2025 , Skomentuj

Dzisiaj rano miałam tak ponury, depresyjny nastrój, że łzy autentycznie podchodziły mi do oczu. Apetytu rano brak, zrobiłam śniadanie (kasza gryczana, 2 jaja, warzywa mrożone z kalafiorowej z koperkiem) i ledwo co podziubałam. 90% oddałam mężowi. Wypiłam kawę i po niej załączył mi się taki jadłowstręt, że nie zjadłam drugiego śniadania.

Jak to przed okresem, czuję się teraz wyjątkowo brzydka i gruba. Rano omijałam celowo lustra, by nie patrzeć na swoje obrzęknięte ciało...

Co jest najlepszym sposobem dla kobiety, żeby się pocieszyć? Iść na ciuszki! Piszę to trochę z ironią, bo nie jestem częstym gościem w sklepach z odzieżą i generalnie za tym nie przepadam. Idę jak już dosłownie nie mam co na siebie włożyć. A ostatnio wykreowała się potrzeba, bo zrobiło się gorąco i noszenie moich czarnych dresów z 4F stało się męczarnią. Do tego owe dresy wprowadziły mnie w świat nowych dziwnych alergii. Jakby nie było mało, że mam alergię na zimno i robią mi się bąble i pokrzywka, gdy jest poniżej 11 stopni C, to ostatnio w tym dresie zaczęły mnie okrutnie swędzieć kolana. Czyżby alergia na czarny barwnik? Pora kupić nowe spodnie, stwierdziłam.

Wiązało się to ze spacerem do galerii. W jedną stronę pół godziny, uznałam, że to super, bo zażyję ruchu. 

Jak zwykle nic nie było, jak to zawsze, gdy chce się coś kupić. W pierwszych dwóch sklepach rzeczy totalnie od czapy. Weszła jakaś moda na szerokie nogawki, co mi się nie podoba. Ja jestem pokolenie lat 90, gdzie wszystko się nosiło przykuse i obcisłe.

W trzecim sklepie w końcu były normalne spodnie, ale niestety. Te co mi się spodobały - idealny kolor, takie cappucino, miły materiał, nie z plastiku - były tylko w rozmiarze M i XL!!! W przymierzalni okazało się, że te XL robią mi worek wokół tyłka, a te M są dobre w tyłku, ale się nie mogę w nich dopiąć w brzuchu! No więc co zrobiłam?

Oczywiście wzięłam te za małe! Wydawało mi się to rozsądne, bo przecież planuję schudnąć jeszcze z co najmniej 7 kg, to wtedy ciało dopasuje się do spodni... Uznałam nawet, że kupno tych spodni mnie zmotywuje mnie do szybszego chudnięcia...

Co jeszcze zrobiłam najmądrzejszego? Otóż wpadły mi w oko lekkie beżowe spodnie z domieszką z lnu. Jak na len podejrzanie mało się gniotą i nie gryzą, ale były wygodne i przewiewne. No i mój rozmiar - L. Jedyna wada? Są prześwitujące na pupsku i jak się pochylę widać mi gacie! Kojarzycie te memy z prześwitującymi legginsami? Nie jest aż tak źle, bo spodnie mają dość luźny krój i nie przylegają do ciała jak legginsy, no ale coś tam jednak widać. No i co postanowiłam? Biorę!

Najwyżej będę nosić do nich dłuższe bluzki. Albo kupię sobie jakieś damskie bokserki? Jest coś takiego w ogóle?

Upadłam chyba na głowę, żeby robić zakupy w takim stanie, ale tak jak przypuszczałam, poprawiło mi to humor. Ciekawe, co powie mój mąż, jak wróci do domu i zobaczy moje łupy.

Zrobiłam dziś łącznie 15k kroków i spaliłam 650 kcal. Na spacerze się zgrzałam, spociłam, a jednocześnie było zimno i wyszły mi bąble na twarzy... super.

Zjadłam wszystkiego 1650 kcal, z czego najwięcej na kolację. Nie chce mi się dojadać do 2000. Myślę, żeby okroić tą kaloryczność bo jednak za wolno chudnę. I tak nie chce mi się jeść. Zobaczę, co pokaże waga w sobotę i podejmę decyzję.

23 kwietnia 2025 , Skomentuj

Odwiedził mnie dziś potwór przedmiesiączkowy. 8 dni do okresu, a ja cierpię. Najgorsze są nudności. Chociaż nie, przed chwilą przeszył mnie kłujący ból prawego jamnika aż mnie odcięło na parę sekund. Ja pitolę.

Można by rzec, że skoro mam nudności to mało jem i chudnę, ale nie. Staram się jeść normalnie by nie mieć jeszcze większych nudności z głodu. Zmuszam się. Śmieszne - większość kobiet objada się przed okresem, a ja mam odwrotnie. Chce mi się rzygać.

Pomimo to zrobiłam dziś trening, żeby było mi jeszcze bardziej niedobrze i zakręciło się w głowie. Szczęście że ominęłam ćwiczenia na brzuch i plecy. Brzuch bo bolą jamniki, plecy bo mi wysiadły. Wczoraj miałam normalnie cały dzień fizjoterapii, tylko się kładłam na macie i nagrzewałam lampą. Pomogło. 

Chciałam się umówić do mojej ginekolog, ale słabe terminy. Musiałabym kombinować z pracą. Na razie się wstrzymam. Może coś się zwolni...

19 kwietnia 2025 , Skomentuj

Zważyłam się rano i wynik taki sam jak tydzień temu. Trochę się zdziwiłam, bo czuję większy luz w ubraniach. Ale za to tkanka tłuszczowa spadła mi z 36,6% na 36,1% a mięśnie wzrosły z 43,96 kg na 44,32 kg i wiek ciała spadł z 49 na 47 lat! Czyli jest progres! Powinnam zgubić jeszcze 0,8 kg tłuszczu, tak mi wylicza waga. Pomału dojdę do celu. Bo chodzi o to, by się odchudzać, ale przy tym nie zatłuszczać. 

No i jestem już w drugiej fazie cyklu więc nie ma co się spinać. 

Właściwie cały tydzień jem 2000 kcal dziennie, bo dużo się ruszam. Dzisiaj też spaliłam 400 kcal długim spacerem.

18 kwietnia 2025 , Skomentuj

Treningi zrobione. Ciężko było, bo dalej jest gorąco. Mieszkam na najwyższym piętrze w bloku po samym dachem i latem po prostu jest nie do wytrzymania. Dobrze że ma się od jutra powoli ochłodzić. Nie jestem gotowa na lato... 

Późno już. Dzień tak szybko minął. Kupiłam tortille i sos salsa. Ma tylko 30 kcal w 100 g. Ostatnio smakują mi ostre rzeczy. I jem głównie tortille chili. Niby chili odchudza. 

Hoduję dalej kiełki i codziennie jakieś jem. Wczoraj przyszły nowe nasiona. Nastawiłam dziś słoik fasoli adzuki. Jutro będę zbierać kiełki brokuła i gorczycy.

Kalorie zjedzone dziś: 2000. Ruchem spaliłam ponad 500.

16 kwietnia 2025 , Skomentuj

Treningi zaliczone. Matko, co się z tą pogodą dzieje, jutro ma być 28 stopni bodajże. Ja nie gotowa...