Dzisiejszy pomiar nie wykazał istotnych zmian, poza 0,1 kg na + :(. O tyle to nie będę zmieniać na pasku, żeby się nie demotywować. Obiektywnie - to się musiało kiedyś stać:). Po pierwsze organizm się przyzwyczaił do nowej dawki kalorii i nowego rodzaju jedzenia i mój minideficyt już nie jest deficytem. Po drugie czułam się fatalnie w tym tygodniu, nic się nie ruszałam, a na początku poprzedniego miałam nawet jakieś grzeszki na sumieniu. Czas na drobną weryfikację planu.
1. Ważę się co tydzień. Po pierwsze, żeby móc reagować na to co się dzieje, po drugie zauważyłam, że zaraz po ważeniu łatwo mi np. wypić wino czy coś, bo przecież następne dopiero za dwa tygodnie ☺️.
2. Kcal pomiędzy 1600 a 1700, przy zachowaniu białka na poziomie 100+g dziennie. Śniadania białkowo - tłuszczowe, dużo warzyw, zero słodyczy, zero alko
3. Zrobić coś przez weekend, żeby odzyskać siły i robić wreszcie znowu te kroki.
4. Joga codziennie, przy czym 3 razy w tygodniu bardziej wymagająca praktyka (jak się lepiej poczuję to 4).
5. Rower w słoneczne weekendy.
6. Dużo seksu (powinnam chyba dodać, że z mężem) i śmiechu (a to tak w ogóle), bo to jest mega dużo kalorii 🤣.
Miłego dnia🥰