Więc!
Jako że przelew za dietę vitalii doszedł i ustawiłam wszelkie parametry, jakież było moje zdziwienie, że rozpiskę dopiero na czwartek
dostanę w środę... Jak łatwo się domyśleć, przewrót w mojej głowie postanowił od razu ów fakt wykorzystać i zapanowała pełna anarchia żywnościowa. Może i sałatka do obiadu całkiem zdrowo się prezentowała, ale już czekolada Malaga raczej to master of diet się nie zalicza, nie wspominając już o kasztankowej uczcie u mamusi podczas, gdy opowiadałam, jak to wykupiłam plan diety... A Jak polać to jeszcze colą, którą właśnie popijam, bo otwarta 3 dzień zalegała w lodówie... Pierwszy tydzień będę zbijać to, co mi przez te 3 dni przybędzie :P Ale co mi tam, moje szatańskie sumienie podpowiada, że będę tak żałować, że od czwartku będę wzorową vitalijką :) A tak poza tym, to już się nie mogę doczekać! Ciekawość mnie zżera. Zadaniowość tego przedsięwzięcia jara mnie niezmiernie, challenge accepted ;)
Mam nadzieję, że Wam dopisują równie dobre samopoczucia jak mnie a waga pikuje ostro w dół!
;)
am3ba
27 stycznia 2015, 14:13:) trzymam kciuki za dobry start w czwartek)
kachna_grubachna
27 stycznia 2015, 08:05szalejesz