Nie mam czasu na nic. W zeszłym tygodniu przez to, że wzięliśmy sobie z moim czwartek i piątek wolne przez co wiecznie gdzieś, u kogoś, po coś byłam a w tym tygodniu z kolei jestem tak zarobiona, że dzisiaj 2 dzień z rzędu jadłam obiad o 22...
W zeszłym tygodniu choć byłam 2 na basenie, to przez urlopowe piweczka, kolacyjki itp. waga poszła do góry i to tak dużo, że nawet w pasek nie wpisałam, żeby się nie załamać. W tym tygodniu nadrabiam omijaniem posiłków...
Z plusów urlopowych: po 26 latach nauczyłam się jeździć na NARTACH!!! Miała być związkowa tragedia, gdy wybieraliśmy się w góry a skończyło się sukcesem. Osoby, które wiedzą jaka trauma mi towarzyszyła w związku z nartami, dalej nie wierzą, że jeżdżę, korzystam z orczyka i chcę znowu ;)
W weekend postaram się wszystko nadrobić i poczytać, co tam u Was. Już mi wstyd, bo nie dość, że zaliczyłam fatal error w zeszłym tygodniu, to dopiero teraz się do tego przyznałam...
Trzymajcie się dziewczyny :)
am3ba
14 marca 2015, 10:01Gratuluję nart!!! Spoko tak to jest z tymi pisaniem pamiętnika jak nie ma efektów. W 100% rozumiem, a jak sa jeszcze odwrotne <hug> i <kop> na dobry rozpęd:). Ja mimo spody dziś spróbuje iść idealnie z vitalią, żebym znów zaczęła chudnąc. Zobaczymy, ale się kochana nie poddajemy:)
am3ba
14 marca 2015, 10:02Literówka: spody = soboty
Caffettiera
13 marca 2015, 11:11Na pewno spaliłaś dużo na nartach ;)
thewonder
13 marca 2015, 18:56miałam momentami wrażenie jakbym...spaliła się cała :P