Długo zastanawiałam się dziewczyny czy wrócić na Vitalię. Ostatni wpis dodałam ponad rok temu. Moja dieta, wygląd i samopoczucie przez ten czas to były ciągłe wzloty i upadki.
Nie planowałam odejścia, nawet się nie pożegnałam z Wami bo ciągle myślałam że wrócę.. długo się nie logowałam, to głupie ale przyzwyczaiłam się do tego, że jesli wchodzę to mam się Wam czym pochwalić. Wiele z Was pisało mi, że jestem Waszą motywacją itd, i co? mam nagle wejść i napisać że moja dieta od miesiąca nie istnieje? Że przytyłam... Potem chudłam potem tyłam. Chcę, żebyście wiedziały, że nie tak łatwo czasem jest tutaj wrócić. Przyznać się do porażki, powiedzieć, że nie jestem taka krystaliczna i silna, za jaką mnie miałyście. O wiele łatwiej było założyć nowe konto i zacząć z czystą kartą i tak chciałam zrobić. Przyznaję się. Ale w sumie dlaczego? Bo mi się coś nie udało? Bo okazało się, że nie jestem cyborgiem? Bo okazało się, że efekt jojo, to nie tylko powrót do wagi po głodówce, ale to głupota po każdej diecie?
Chciałabym Wam streścić rok mojego zycia, jak to wszystko się układało.. Kiedy dodałam ostatni wpis waga pokazała 79 kg. I tak nie była to moja najniższa waga, bo byłam bliska 6 z przodu, ważyłam nieco ponad 71 kg! 8 kg przybyło, od września do stycznia, więc też nie przez 1 miesiąc. Ale generalnie nie było fatalnie, tak czy siak czułam się dobrze, bo przed oczami miałam siebie ze 134 więc nie ma siły, żeby czuć się tak fatalnie jak wtedy.
Powrót do diety odkładam bez końca, wiecie jak to jest, poniedziałek ma być dniem pierwszym a nie jest. Nie wchodziłam na wagę, na początku nie czułam że tyję, przecież to nie jest widoczne z dnia na dzień, myślałam że kolacja w restauracji albo pizza nie przeszkodzi mi w tym, żeby chociaż utrzymać wagę. Tłumaczyłam to sobie tak, że i tak jest dobrze, bo jem dwa kawałki zamiast trzech i nie popijam colą tylko herbatą, ale co to za wytłumaczenia? ? Jezu wstyd mi że to piszę, dziewczyny strasznie mi wstyd, bo ja takiego scenariusza nigdy nie przewidziałam.
W ciuchy z 71 kg już się nie mieściłam, ale wiedziałam to o tym już wtedy kiedy waga wzrosła do 79. Więc OK. Wyjęłam spodnie z prania i nie mogłam w nie wejść. Niestety okazało się, że to nie kwestia tego, że spodnie po praniu są ciaśniejsze i trzeba je rozbić. Mój brzuch był coraz większy i większy, fałdka tu fałdka tam, ale cały czas nie wchodziłam na wagę.
Pewnego wieczoru ( to był już kwiecień, czyli od końca stycznia diety nie było) pojechaliśmy z M do Tulipana na zakupy i skoczyliśmy do Mc Donalda. M miał spać u mnie, wróciliśmy do domu, kładziemy się spać, a on, że chyba przybyło mnie trochę, mam większy brzuch. Nie mówił " Jesteś grubasem" ale ja się popłakałam. Zawsze wydawało mi się że jestem z facetem, który nie zwraca na to uwagi. Już nie wspomnę o tym że wydawało mi się że przeciętny facet nie zauważa różnicy 5 kg. Poryczałam się i wkurzyłam do tego stopnia że go wygoniłam. Nie chciał iść i przepraszał, bo nie o to mu chodziło. Później płakałam całą noc. Dzisiaj myślę że to ja zachowałam się jak idiotka. Ale ja poprosiłam go żeby pojechał do domu, jak jakaś cholerna idiotka. Na drugi dzień przyjechał z kwiatami i Rafaello i zabrał mnie do restauracji i mówił, że jemu nie przeszkadza to, że przytyłam ale kiedyś tak się odchudzałam i czy zarzuciłam dietę. Nie chciałam o tym gadać, postanowiłam że Rafaello i restauracja to będzie pożegnanie z obżarstwem, że czas się ogarnąć.
Kolejny dzień- wstałam zmotywowana do tego, żeby zacząć dietę. To co zobaczyłam mnie przeraziło. Waga wskazała95 kg ( 94 z kawałkiem). Załamałam się, wiedziałam że przytyłam, ale nie 15 kg. Łącznie (od tych 71 ) przytyłam 23 kg jak dobrze liczę.
I nagle się zorientowałam że to że dobieram swoje stare spodnie, stare bluzki, to nie kwestia tego, że będzie mi wygodniej i skurczyły się w praniu, ale tego, ze nie wchodziłam już w żadne stare ciuchy! A najlepsze, że początkowo nie miałam pretensji do siebie. Wręcz naskoczyłam na moją mamę ( tę samą mamę, dzięki której wszystko się zaczęło) dlaczego mi nie mówiła że tyję, że na pewno to widziała, wiedziała ile mnie to kosztuje. Powiedziała, że jeśli mam w domu wagę i codziennie siebie widzę, to czy ona nadal ma mnie pilnować, że jestem dorosła i że przecież wiedziałam, że jak się je po nocach to waga wraca. Poryczałam się, bo mama dla mnie nigdy taka nie była, wiedziałam że to było odbicie piłki. I miała rację, kurczę, to na co ja liczę? Że ktoś będzie mnie cały czas kontrolował? Później powiedziała, że widziała że mnie przybyło, ale nie aż tak. 15 kg.. 23 łącznie..
Miałam wszystko- wiedziałam jak się odchudzać żeby schudnąć, orbitrek, rowerek stacjonarny, brakowało chęci.
Kwiecień, a ja znowu dobijam do stówy, wstydzę się tu wrócić, nie mam Was, zaraz lato, miałam być nad morzem w bikini. Taki obrót sprawy to było coś nowego, ja się w tym nie widziałam.
Wróciłam do diety, ale do ćwiczeń nie. Nie chciało mi się odzwyczaiłam się. Myślałam że na samej diecie daleko zajadę. Tydzień, spadek 3 kg. Myślę wow. Przyszedł weekend, obżarstwo. Waga? 3 kg więcej. Tkwię w miejscu, kolejny tydzień stracony. I takich tygodni było kilka, raz się odchudzałam raz nie, wiedziałam że jest źle, ale nie mogłam znaleźć w sobie motywacji itd. W domu już nikt nie dbał żeby nie było chipsów, czy ciastek, czy nawet za dużo chleba i nutelli, co mnie wkurzało. Miałam okropny humor, byłam zła, obwiniałam wszystkich za moją wagę ( rodziców i M) a siebie najmniej.
Lipiec, M proponuje wyjazd gdzieś zagranicę. Nie, bo nie pokażę się w kostiumie. Ze znajomymi do Gdańska, nie, bo tym bardziej.
Spędzaliśmy wakacje na grillach, chociaż i tak nie chciałam chodzić, bo wiedziałam, że mimo że nikt nie powie że przytylam to każdy to widzi.
Koniec lipca, mamy możliwość zamieszkania z M. na swoim. Z wagą już 101,7 kg. To mam nawet zapisane jako mój start. Nie piszę jak się czułam z wagą znowu trzycyfrową bo to jasne. Chciałam razem z naszym wspólnym gniazdkiem zacząć nowe zycie, od tej pory to ja decyduję co jest w lodówce.
Wiedziałam że sama nie dam rady. Bo tak się bujam od września, prawie roku i przez ten czas tyle przytyłam.
Postanowiłam poszukać wsparcia w postaci tabletek. Nie linczujcie mnie, bo nie o to mi chodzi. Zamówiłam Meridię. Bałam się oszustów, ale w końcu do mnie doszła. Zaczęłam brać 1 sierpnia, z wagą 98,9 kg. Do tego ćwiczenia.
w sierpniu schudłam 9 kg.
Wrzesień 5 kg.
Do 7 z przodu brakowało nieco ponad 5 kg. Postanowiłam że zamówię ostatnie opakowanie, nie miałam już możliwości zamówienia Meridii więc znalazłam Sibutril ( zamiennik)
Październik 7 kg. Waga 78 kg.
Waga tak ładnie mi zleciała, postanowiłam że do Sylwestra dokończę tę kuracje i zacznę jeszcze więcej ćwiczyć i mniej jeść.
Nie poddałam się nawet w święta.
Waga 31 stycznia pokazała 67,5 kg. Nowy Rok rozpoczęłam z 6 z przodu, ale postanowiłam też nie brać tych tabletek. 5 opakowań i koniec.
Wyjście z tych tabletek nie jest łatwe. Ma się ogromny apetyt, nie tyje się od samego przestania w braniu, ale od tego, że nagle czujesz apetyt, jesteś bardziej głodna itd.
Byłam szczęśliwa. I nie zamierzałam tego stracić, mimo że głód doskwierał nie dawałam się, dalej były ćwiczenia.
Dzisiaj 18 marca ważę 66,8 kg. Przez 2,5 miesiąca schudłam zaledwie 0,7 kg, ale jadłam już więcej niż przy braniu tabletek i ćwiczyłam mniej, natomiast diety i ćwiczeń nie porzuciłam. Ale a to jakieś piwko, a to imprezka a to coś i tak to wygląda.
Mam plan schudnięcia do 60 kg, wolnym tempem. Do lata niedługo. chciałabym schudnąć 3 kg do końca czerwca a kolejne 3 nawet do końca roku. Już nie mam parcia, czuję że wyglądam dobrze, jak waga spada 0,2 tygodniowo to się cieszę, bo wiem, że wyszłam z tych tabsów bez ogromnego jojo.
Dziewczyny. Proszę Was tylko o nielinczowanie mnie. Jestem dużą dziewczynką i wiem że tabletki szkodzą. Nie jestem oszukańcem, który próbuje iść na łatwiznę. Niektóre z Was wiedzą, jaki jest strach o to, gdy nagle się okazuje że wszystko wskazuje na to że dojdziesz do 115, 120 kg. Jesli chcecie, możecie mnie nawet zjechać. Zezwalam w sumie...
Bo jestem szczęśliwa, schudłam, przebyłam straszną drogę, ale było warto. Było warto w końcu się ruszyć.
Aha, nie jest to żadne propagowanie tego typu środków.
Mogłam tutaj przyjść i napisać- dziewczyny, schudłam 10 kg. A ja chcę żebyście wiedziały, że żeby schudnąć, musiałam najpierw przytyć i przejść tę całą gównianą drogę. Dziewczyny, nie doprowadzajcie się do takiego stanu, szanujcie każdy kilogram który tracicie! Nie jest to dla mnie ważne że schudłam dzięki sobie czy dzięki tabletkom, bo tak czy siak zawdzięczam to sobie. Ciesze się że jestem mniejsza, że schudłam, Boże tak się cieszę. Cieszę się że zdecydowałam się tutaj napisać, bo chcę przestrzec wszystkie dziewczyny, które odkładają dietę z dnia na dzień, bo dzień nic nie zmienia. Gówno! Zmienia! Jeden dzień wystarczył, by zmienić cały rok. By przytyć z 71 do 101 kg!
Pozdrawiam Was i życzę samych sukcesów.
Kokobu
10 kwietnia 2013, 10:47Wiem jak się czujesz, znam to wszystko z autopsji, schudłam ze 112 do 79 kg, a później w pół roku powrót do prawie 109 kg, złość, rozżalenie, brak sił na to by zacząć wszystko od nowa, bo zawsze było to od jutra, a skoro od jutra to dziś sobie zrobię pożegnanie i zjem coś dobrego (czyli się nawpierdalam), i tak się pogrążałam coraz bardziej, też kombinowałam by zamówić meridię ale się boję, próbowałam za to sudafedu (w składzie jest pseudoefedryna, pochodna amfetaminy która hamuje uczucie głodu, odkąd tussipect jest na receptę to sudafed jest magiczną przyjaciółką anorektyczek), ale po kilku tabletkach się opamiętałam. Teraz robię właśnie to co Ty nam radzisz, cieszę się z każdego najmniejszego spadku, muszę zapomnieć o tym ile kiedyś schudłam i nie użalać się nad tym bo tego już nie zmienię. Dziękuję Ci za ten wpis, dał mi wiarę w to, że dam radę, a pomyśleć, że trafiłam na ten pamiętnik zupełnie przypadkiem. :)
natalia696
19 marca 2013, 17:01brakowało mi Ciebie :P
hudson
19 marca 2013, 13:57Dobrze, że wróciłaś i fajnie że napisałaś to wszystko. Dłuuuga droga za Tobą. Chyba wiele z nas zna ten strach, gdy powoli tracisz to co już raz osiągnęłaś z takim trudem, kilogram po kilogramie wraca a ty czujesz że nie masz już nad sobą kontroli. Trzymaj się!
Sylvijka
19 marca 2013, 12:03Fajnie, że wróciłaś :) ja też miałam skok wagi już z 8 z przodu do 115, masz rację, że każdy kilogram zrzucony trzeba szanować. Gratuluję znowu schudnięcia (nie skomentuję metody, każdy wybiera co chce) i to 30 kg! trzymam kciuki za pozostałe 6 kg i... kurcze, serio się cieszę, że znowu jesteś :)
LadyMC
19 marca 2013, 10:22Zrobiłaś chyba najgłupszą rzecz stosując te tabletki. Ale czasu nie zawrócisz. Bądź teraz silna i trwaj w swych ZDROWYCH postanowieniach...
amadzika
18 marca 2013, 22:18fajnie, że jesteś znowu!! każdy zalicza mniejsze lub większe porażki, ale ważne jest to aby w końcu się opamiętać :) ja właśnie zaczynam walczyć i mam nadzieję, że w końcu sobie poradzę:)
olenka1288
18 marca 2013, 20:58Dobrze, że wróciłaś :) Ja też wiem jak to jest. Sama przytyłam z 67 do 85 ,a może i więcej. I żałuję wszystkiego co zaprzepaściłam... :( Powodzenia życzę ;***
weronikawerus
18 marca 2013, 19:52jesteś silną osobą- tak trzymaj. Pozdrawiam
ZmieniajacaSwojeZycie
18 marca 2013, 18:32dziekuje ze jestes! :)
sweety234
18 marca 2013, 18:06dobrze że jesteś! nie sądziłam, że wrócisz jeszcze. Niesamowite te wahania wagi! Gdy przeczytałam 101,7kg myślałam, że z taką wagą teraz wystartujesz, a tu sie okazuje że już masz z przodu 6! Gratuluję, ale pamietaj żeby znów przez to nie przechodzić od nowa :) Dla mnie wahania 5kg to norma, ale to że Ty po raz koleny gubisz 30kg to jest dla mnie szok! ;)
paniania1956
18 marca 2013, 18:04Dziekuje Ci za ten wpis, tez zaczelam tyc od swiat.
aglex25
18 marca 2013, 18:01fajnie, że wróciłaś:)
clerence
18 marca 2013, 17:59ooo:) gratulacje, niedawno zastanawiałam się co u Ciebie słychac :) pozdrawiam i trzymam kciuki za dalsze sukcesy i utrzymanie wagi:)
agacina81
18 marca 2013, 17:01Super, ze wrocilas :) a nie skurczyl Ci sie zoladek od tych tabletek? Ja nie tylam jak przestalam brac i nauczylam sie jesc zdrowo :)
KaSia1910
18 marca 2013, 15:50Fajnie, że wróciłaś bo lubię czytać twój pamiętnik. Ja zaliczyłam w swoim życiu już kilka tzw. jojo i powrót wagi o 35kg. Pirwszy raz zaczynałam się odchudzać tak jak ty na pierwszym roku studiów i z wagi zapewne trzy cyfrowej (nie stawałam na wadze więcej po tym jak zobaczyłam 97kg a odchudzanie rozpoczełam 5 miesięcy później) doszłam do 58kg. po 2-3 latach wszystko wróciło. Potem po urodzeniu pierwszego dziecko schudłam 24kg doszłam do wagi 64kg, też po 2-3 latach wszystko wróciło. Potem w 8 m-cy schudłam z wagi 87kg do 50kg, niestety kilogramy znowu wróciły. Potem zatrzymałam się na wadze ok.72kg. Po urodzeniu drugiego dziecka znowu rozpoczęłam odchudzanie z wagi 99kg schudłam do 71kg i przez kolejny rok odrobiłam wszystko z nawiązką. Obecne odchudzanie rozpoczęłam z wagą 101kg i doszłam do 67kg. Mam nadzieję, że to ostatnie podejście. My niestety całe życie musimy się już pilnować. Drobne odstępstwa od diety nie przechodzą niezauważone Jak widzisz takie przygody to nie tylko twój problem ale wielu osób. Pamiętaj nie ważne ile razy się przewracasz ale ile razy się podnosisz. pozdrawiam serdecznie
energeticgirl
18 marca 2013, 15:20fajnie, że jesteś!
LeiaOrgana7
18 marca 2013, 14:15No łał, udało Ci się po raz kolejny! Jestem daleka od linczowania za tabletki, sama szukam czegoś na poskromienie apetytu, bo samam już nie radzę sobie z napadami obżarstwa. Nie iwm nawet gdzie je kupić, zeby nie dostać podróbek :/ Trzymaj się. Jesteś twarda.
Katarzynkaa89
18 marca 2013, 13:21mam nadzieję że wróciłaś na stałe ;d rzeczywiście ciężka drogę przebyłaś ale myślę że dzięki temu jesteś silniejsza;d powodzenia
ewik010
18 marca 2013, 11:54fajnie, że wróciłaś :))
butterfly03
18 marca 2013, 11:52Dobrze,ze tu wrocilas!nawet ostanio zagladalam do Ciebie,ale nie mialas zadnych nowych wpisów,myslalam ze dieta juz ci nie jest potrzebna!a tu jakie zaskoczenie!ale dobrzez,ze sobie poradzilas,ze nie dopuscilas do tego,ze waga jeszcze bardziej wzrosnie!nawet przy stosowaniu tych tabletek musialas wziasc sie w garsc i trzymac fason,prawda?dlaetgo gratuluje spadku i trzymam kciuki za te 60kg:)pzdr:)