Wszystko idzie zgodnie z przepisami ale waga podskoczyła dziś rano nawet do 74. Na szczęście centymetr był na tyle miły, że się ze wskazaniem łazienkowej nie zgodził. My z centymetrem nie będziemy się przejmować jakimiś babskimi humorkami. Swoje wiemy i niech sobie nie myśli. Ma sie za wyrocznie, czy co? Wiemy także, ze zjedliśmy wczoraj przy okazji ładnej pogody i majówki w terenie 2 kiełbasy zwyczajne opieczone na jednorazowym grillu, które nie należą do wędlin chudych, o jakich wspomina w założeniach nasza dieta. Zdajemy sobie sprawę również z tego, ze wizyta w polskim sklepie, która zaowocowała wydaniem masy gotówki i wzbogaceniem naszej lodówki o treści rybne, w tym rolmopsy, które zjedliśmy sztuk jeden nie zapiwszy odpowiednio niczym, mogła sie przyczynić do zwiększenia masy mojej o wspomniany kilogram. (Mowa tu o słonym śledziu i o tym, że bardzo mało piłam, w sumie to przez cały weekend.) Centymetr bardzo mnie wspierał podczas niedzielnej wycieczki, kiedy to świeże powietrze i tym samym dotlenienie mojej osoby znacznie wzmogły apetyt na absolutnie zakazane pieczywo, które wraz z kiełbasa i sałatką znalazło sie na wyposażeniu koszyka z wiktuałami, nie licząc ciastek, na które nikt oprócz mnie nie miał ochoty, więc opakowanie pozostało fabrycznie zamknięte. I to się nazywa mieć farta, bo nie ręczyłabym za siebie. Raczyliśmy się tedy smakołykami w pięknych okolicznościach przyrody. Wszystko uwiecznione na fotografiach cyfrowych, które tu wkleję wkrótce. Wczoraj zjadłam też podwójną dawkę gorzkiej czekolady, czyli 4 kostki, czego absolutnie nie żałuję. Powiem więcej, jestem dumna że poprzestałam tylko na czterech, bo takie miałam, kurna, cisnienie na słodycze, że huhu...
Na marginesie wczorajszej rozmowy Majki z babcią Tereską.
Tomkowi udal sie wczoraj pewien żarcik słowny. Pierwszy nie wypalił, taki troche obrzydliwy ale... Kiedy Majka poleciała siku, Tomek stojąc koło komputera, tak żeby babcia go nie widziała ale słyszała mówi coś takiego: Maja obgryź tatusiowi paznokcie u stóp. O tak, dobrze. Nie... te małe nie...tylko ten duży.
Niestety babcia albo zignorowała albo nie usłyszała.
Drugi żarcik juz odpalił. Babcia miała w zasięgu kamerki Sonię siedzącą na podłodze w otoczeniu swoich i siostry zabawek, które testowała smakowo. W pewnej chwili znalazla w tej rupieciarni kawałek jakiegoś slonego paluszka. Na co babcia zwróciła uwagę i pyta Tomka: a co Sonia tam sobie wkłada do buzi? Tomek niedbale odpowiada: a... nic... taka bateria do zegarka. Babcia: co? bateria? Tomek niby się przygląda dokładniej: a nie to nie od zegarka, to paluszek...
ankoran
11 maja 2010, 13:35uśmiałam się zaczytując w owym wpisie ;-) W sprawach bieliźnianych sprawa jest oczywista - ZAWSZE - kobitki potrzebują ślicznych "motywatorów" ;-) wartych KAŻDEJ ceny :-) pozdrawiam-ania
jogax
10 maja 2010, 21:10Hihi... ;D Ale kabareciarze mali! ;D
aganarczu
10 maja 2010, 18:00hehehhe dobre zarciki :-) U mnie ruszylo z waga... wreszcie. Wiesz, ja mam 3 lipca wesele siostry w PL i bede swiadkowa wiec musze wygladac. Moja siora wazy 56kg wiec ja przy niej bede wygladala jak baleron. Jest nadzieja na jakies 66kg ale przede mna kilka tygodni i duzo moze sie wydarzyc.
jestemszczupla
10 maja 2010, 16:22i nie pomaga nawet to, że się jest już dorosłym i odpowiedzialnym człowiekiem, pracy w domu unika się tak samo :)
jestemszczupla
10 maja 2010, 16:01nie polecam, bo to zazwyczaj dupa nie praca wychodzi, najlepiej wyjść, bajzel zostawić, pracować i wrócić do domu! mówię najzupełniej poważnie!
ania4795
10 maja 2010, 13:42dobre żarciki-udały się Wam że hoho:) Pozdrawiam