Sprawy motoryzacyjne nie wyglądają najlepiej. Tomek nadal pracuje nad nimi. Lepiej mi przemilczeć temat o którym nie mam pojęcia. Ja tylko od czasu do czasu zapytuję: ile? i kiedy?
Zdążyłam sie już oswoić z koniecznością codziennego bywania w pracy. Na pociechę mam pyszne jedzonko o nie tak strasznej kaloryczności za to zdrowe i bardzo cieszące moje kubasy smakowe. Dziś podrzuciłam Tomkowi do pracy lazanię z dodatkami warzywnymi a on się skrzywił, ze bez mięsa ale mimo to spróbował. Co prawda podczas drogi wszystko w pojemniku dokumentnie sie wymieszało ale bez przesady... żeby od razu podziobać i wyrzucić. W imieniu moich pracodawców poczułam sie urażona. I jeszcze gorzej. Otworzyłam pojemnik z kiełkami przy Tomku a ten każe mi to szybko zniknąć z jego pola widzenia, bo zwiastuje mu to rychłe wymioty. Normalnie histeryk.
Jutro wybieramy sie spacerkiem nad rzekę, bo łososie hopsają. Pewnie kilka fotek z tego bedzie.
Miłego wekeendu.
Ps. Sońka posiadła umiejętność podciągania sie do stójki przy meblach.
megimoher
4 lipca 2010, 05:34to robię sasasa, i czytam fragmenty rodzinie, i nigdy nie jest nudno w Lodówce! A teraz dodatkowo jeszcze jasno i te łososie.. czekam na fotki:-) ciekawe, że dla NIEKTÓRYCH mięso jest niezastąpione, a przecież wiadomo, że lazania czy tam gołąbki wege to jest to:-)pozdrówka:-))