Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
...kto by tam dbał o tytuł...



jeśli tak nagle urywam w polowie zdania niemalże, jak wczoraj,  to znaczy ze miało miejsce co następuje w opcjach do wyboru:

A. potomstwo wykazuje potrzebę zaspokojenia którejś lub kilku z najważniejszych potrzeb życiowych człowieka
B. ma miejsce bombardowanie i pilnie udajemy się do schronów
C. wybranek stoi za plecami i bezczelnie czyta wypracowanie
D. odczuwam nagłe kręciołki w okolicy brzucha, zimny pot zalewa mi czoło i wyrywam do kibelka
E. inne

Moje refleksje na temat żywienia.
Wstaję rano i jedną z pierwszych czynności jakie wykonuję jest otwarcie lodówki. Tak było zawsze. Nastąpiła zmana jakościowa treści, które ukaładam rankiem na języku. Bo zamiast grzanki z serem i dzemem ew. kromki z szynką zjadam sam wierzch, czyli wyeliminował się poranny chleb. Efekt jest ten sam: poranne ssanie zagluszone. W pracy następuje pierwsza herbata a właściwe śniadanie ok godz. 10. I tu robimy wielkie oczy, że niby jak mi, porannemu glodomorowi to wystarcza? Od 7 do 10 na kawałku sera z marmoladą? Ano sama też się dziwuję a jednak. Z ciekawości raz wzięłam przykładowy kawałek sobie sprzed ust i zawżyłam co by ciężar nie pozostawał więcej dla mnie tajemnicą. 22 gramy, ot i cała magia. Na śniadanie pracowe pędzę rzecz jasna na czele peletonu. Wgryzam się w pierwszy kawałek chleba i śmiało mogę pretendować do miana najszczęśliwszego człowieka na globusie. Przez całe trzy kawałki, które jem bardzo bardzo wolno. Jakże często sniadanie kończę jako ostatnia i to ze smutną minką, ze limit dzienny chlebka już wyczerpany...
 c.d.n
jak Bóg da
  • aganarczu

    aganarczu

    14 stycznia 2011, 14:58

    heheh a wybranek musi byc na biezaco z tym co na Vitalii slychac :-)