Jest ciut lepiej. Stosuje swoją dietę fusion, która składa sie z porannego ograniczania kalorii, normalnego odzywiania w pracy, kawy ze słodyczami sb lub Dukana i wieczornego ograniczania węgli. Wędruję dolinami ale wspomagana przez dziurawiec, ziółka o działaniu antydepresyjnym, słodycze i ich dietetyczne zamienniki. I cały czas mam próbę sił, sprawdzanie wytrzymałości mojego systemu nerwowego jak np teraz kiedy mała pipka przeprowadza na mnie testy ze swojego buntu dwulatka kiedy ja piszę a ona wyje mi nad twarzą. Albo wczoraj kiedy upiekłam mało słodkie coś z ciecierzycy i musiałam to doslodzić wierzchnią warstwą nutelli Dukana i stało mi się to:
To jakieś niedorzeczne jest. Łzy same garną się do oczu. Jestem jednym wielkim (ponad 70 kg) nerwem...
P.s. Sonia wysypała wszystkie swoje skarpety, czapki , rajstopy, rękawiczki i każe sobie po kolei ten cały majdan przymierzać... nie mam siły. Mam ochotę zwiać z domu...
Jestem dzielna! Jestem dzielna.! Jestem dzielna! Nie dam się dwulatce!
Aha! ten bajzel ze zdjecia to ja sama zrobiłam. Soni nawet nie było w kuchni...
megimoher
12 lipca 2011, 08:29że tak źle i nerwowo za Morzem. Płacz, jak musisz. Zorza wstanie w końcu...
livebox
11 lipca 2011, 08:12Współczuje.Też mnie to czeka:)
MamciaEdycia
9 lipca 2011, 15:09mój ma tylko 8 mscy, ale juz zaczyna qmqć jak może nami manewrować sqbaniec jeden!!!!!!!!