Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Mały i krótki


wpis prawie o północny. Ostatni dzień w pracy i miło i totalna klapa. Przyjemnie, bo wystrugałam ciasto, nazwijmy je jogurtowcem, choć bez grama jogurtu i wyszło nawet nawet oraz zostało pochłonięte w całości. A gapcie ci Islandczycy! jogurtowca z galaretko i owocami nie znajo! I o przepis kobitki zabiegały. No dam, dam. Niech majo. I piękny bukiet herbacianych róż panna Anna dostała... i po buziaku i wyściskana jak cytryna... milo, milusio, mało się nie poryczała. 
No i klapa totalna ze mnie, wypompowana jak dziurawa dętka, myślałam że nie dojadę do domu, padnięta na pyszczek. Majkę usadziłam przed kompkiem, otworzyłam plik z bajkami, rządz i dziel dziewczyno, oglądaj do woli, mamuśka idzie spaaaać. Ze trzy bite na okrągło godziny spałam. Nawet nie odczułam tej przedwakacyjnej euforii, jaką pamiętam z czasów szkolnych, bateryjki wyczerpane bezapelacyjnie. Totalna klapa. 
A teraz wykąpana i zregenerowana zastanawiam się co by tutaj...