Wczoraj odbębniłam wizytę w pracy, choć wcale a wcale jechać nie miałam ochoty. Jeszcze za wcześnie, nie zdążyłam zatesknić. Jednak obiecałam Ninie, ze sie zjawię po rzeczy, które dla mnie przygotowała, nie było tedy innego wyjścia. Kobieta postanowiła pozbyć się zbyt długo rezydującego w szafach asortymentu, ja zaś podjęłam się przejżeć toto. I stało się. Wróciłam do domu z 2 siatkami, ogromna białą z pościelami dla bobasa i ubraniami po chłopcach Niny oraz zwykłą sklepową siatką w kolorze różowym z ciuszkami dla Soni. Zawartość obu wyrzuciłam na nasze przedmałżeńskie łoże z grubsza je tylko przejżawszy, po czym pognałam po Majke do przedszkola. Po powrocie mówię do córki W sypialni na łóżku leżą ubrania. Zobacz Majuś czy coś ci się tam spodoba. Na odzew długo nie musiałam czekać, bo już po chwili Majka krzyczy z pokoju Ta różowa siatka mi się podoba! No ba! Siatka rzeczywiście niczego sobie, darmowa, różowa, szeleszcząca przyjemnie przy najmniejszym dotknięciu. Ma gust dziewczyna! Prawda, że ubrania po chłopcach, typowo męskie w kroju i kolorach, z lekka już sfatygowane były i księżniczkom w takowych nie przystoi się pokazywać. Wyszperała dziewczynka dla siebie, oprócz siatki rzecz jasna, jeszcze różowy Tshert z czarnym nadrukiem w trupie czachy. Ale różowy! więc ładny. Ja zatrzymam ciuszki i pościele dla Soni, resztę zas przejmie Tomasz jako szmaty do garazu. I tym sposobem wszystkie zadowolone...
nonos
29 sierpnia 2009, 12:15Nie jestem teraz w stanie odgrzebać w mojej pamięci podręcznej jak to tam w Twoich wpisach było. Taka posypka to pewnie samo zdrowie, ale ja za bardzo leniwa jestem, żeby to siemie prażyć, potem mielić (szczególnie jak już w domu młynka do kawy nie ma);-) I jeszcze ta kawa zbożowa. No leń jestem i tyle. Nie ma co ściemniać i zaciemniać jakimiś "fizolofiami". Kiedyś, jak sama kilka lat nie jadłam mięsa, to bynajmniej nie poszłam w zastępowanie go innymi produktami, w tworzenie alternatywnego jadłospisu. Ot, po prostu mięsa nie jadłam. Czyli u mięsożercy na talerzu: ziemniory, sałatka, kotlet, a u mnie: ziemniory i sałatka;-)
joanna1966
28 sierpnia 2009, 21:37łooo matko!!! jak ja to przezyję, kiedy sarenka podrośnie! od kiedy sie urodziła prawie WSZYSTKIE ciuszki, które dostała w prezencie sa w kolorze RÓZOWYM - od wściekłych neonowych różów, bo blade antyczne i majtkowe!!! mus jest taki, że ubieram ją w te róże, bo szkoda żeby szmatki leżały, ale zęby mnie bolą!!! Tyle że mam nadzieję, że jej tak nie zostanie już na zawsze! nie pocieszyłam mnie! no nie pocieszyłaś nic a nic....
nonos
28 sierpnia 2009, 18:21co jest z tym różowym kolorem??? Jakoś nie zauważyłam przez ostatnich z 20 lat w moim małoletnim otoczeniu, żeby dziewczynka zafiksowała się na jakimś innym kolorze tak, jak się fiksuje na różowym.