Spodobał mi się za to pomysł wyjścia na grzyby. Ha! Lasów nie ma, grzyby są! I jeszcze jagódki mi się marzą. Oj, pierogów bym zrobiła. Takie domowe pierogi to dobra sprawa. Myślę sobie, że można je bezkarnie wcinać, nie patrząc na kalorie, bo jest z nimi tyle roboty, pot z czoła leci przy tym wałkowaniu, czasochłonne to na dokładkę. Spokojnie można wrąbać w nagrodę ile wlezie. Taka mam filozofiję pierogową. Tyle, ze znając Tomka, jak wróci z basenu to będzie taki wymęczony, ze nic tylko drzemka. I grzybobranie odłożone do jutra. Chyba... chyba że się już umówił z kolegą Damianem, który jest ponoć dobry w te maślakowe klocki, wtedy jedziemy na bank.
Dobra, w takim razie mnie pod prysznic trzeba. Szybciutko, nie ociągać się!
Wykrakałam, co widać powyżej. Tomcio Padnięty. Grzyby odłożone do jutra.
Przy okazji Majka prezentuje swój szczerbaty uśmiech. Pierwszy mleczak poległ raptem przedwczoraj.
nonos
29 sierpnia 2009, 16:03A'propos "potforów", bo tak mi się skojarzyło - nie wiem czy znasz, ale jakby co polecam blog: http://mattkapolka.blox.pl/html. Bardzo fajnie się czyta:) A że masz teraz więcej tzw. wolnego czasu.....;-)
joanna1966
29 sierpnia 2009, 15:01czy te lasy wyrąbali????dawaj zdjęcia grzybów bezleśnych!!!! się wierzyć nie chce!