Kończymy dziś nasz pobyt w Kopenhadze. Już wiem, że moge tutaj zamieszkać. Polubiłam się z miastem, choć jest naprawdę duże i przytłaczające. Wielka różnica w porównaniu z przestronnym i w sumie niewielkim Reykjavikiem. Tu Tomek nie pozwolił dzieciom na samodzielne wyjście na podwórko. Mieszka w multikulturowej dzielnicy i dookoła rasowych Duńczyków (czytaj białych) jest mniejszość. Większość mieszkańców pochodzi z Azji i Afryki i to tej części muzułmańskiej. Dziwnie będzie się przestawić, zycie na Islandii jest naprawdę bezpieczne. Mieszkam na dzielnicy Selas, gdzie nawet jest mało pieszych na ulicach. Przestrzeń i hulający wiatr. Ale o drogę dziecka do szkoły zupełnie sie nie obawiam. Ja do zeschizowanych na punkcie niebezpieczeństw czychających na dzieci nie należę ale Tomek owszem lekko.
Troszkę musiałam ponaciskać Tomka, żeby zwrócił uwagę jak szybko czas płynie i zaczął się już przygotowywać do naszego przyjazdu do Kopenhagi. Jemu się wydaje, ze to jeszcze kawał czasu a tak naprawdę to w czerwcu powinien zjawic się na Islandii i pomagać mi w pakowaniu gratów i przygotowaniu mieszkania byśmy mogli je oddac właścicielowi w nienagannym stanie. Właściciel jest zabezpieczony wekslem na 300 tys koron a to jest spora część naszych dochodów. Czyli, ze zostały jakieś dwa miesiące. W tym czasie Tomek musi koniecznie znaleść dla nas jakieś nowe mieszkanie w Kopenhadze, bo to w którym teraz mieszka kompletnie odpada. Małe i syfiaste. Salon z jedną sypialnią nie nadaje się dla 4 osobowej rodziny. Trzech chłopów - robotników może tu spokojnie i wygodnie mieszkać i syfić ale nie ja z dziećmi. Moje pierwsze wrażenie po przyjeździe oparło się właśnie o to nieszczęsne mieszkanko i pomyślałam, ze jak ja się tu odnajdę, wszystko takie nie moje! I tak sobie całe miasto pokojarzyłam z tym zaniedbabym mieszkaniem. Powiedziałam tomkowi ze to absolutnie wykluczone, zebyśmy tu przyjechały, do obecnego mieszkania. Jak jest tyle osób na małej przestrzeni to zaraz się robi bajzel i nieprzyjemnie.
Plan więc jest taki, że my dziś wracamy do Reykjaviku ze łzami w oczach z powodu rozstania z Tomkiem i tam się przygotowujemy do wyjazdu. Czyli posprzedaję co się da, co za duze i niepotrzebne, następnie porozdaję i powyrzucam resztę. W tym czasie się odchudzę i będę elegancko szczupła. Dzieci pokończą szkoły i przedszkole, wykąpią się i ładnie uczesane i ubrane będą siedzieć i nieprzeszkadzać. Tomek znajdzie ładne, odpowiednio duże i niedrogie mieszkanie w mniej ciapatej okolicy. A teraz idę budzić Majkę i popakować puste walizki.
Waga nieznana, może i ciut wzrosła.
anpani
13 kwietnia 2015, 14:38Wiesz jak to faceci, im wiele do życia nie potrzeba ;- ) ale nam potrzeba więcej przestrzeni życiowej, więc Ci się nie dziwię, że zarządziłaś, co zarządziłaś! :- ) Z tym multikulti to chyba specyfika stolic, w Londynie było to samo, rasowych Angoli mogłaś tylko spotkać w ekskluzywnych dzielnicach, no i pojedyncze egzemplarze w pozostałych (przynajmniej ja tak to widziałam).Pewnie się już pytałam ale zapytam jeszcze raz, bo skleroza. Długo mieszkacie w Reykjaviku/ na Islandii ? ps. jak zwykle Twój wpis wywołał u mnie uśmiech- ten fragment z dziećmi kończącymi szkołę i przedszkole i siedzenie pokotem :D
DominikaSW
13 kwietnia 2015, 10:55Umm to faktycznie nie ciekawa dzielnica, nie jestem rasistka ale w obecnej sytuacji politycznej, zrobilam sie bardzo mocno przewrazliwiona na pkt muzulmanow obcinajacych glowy przechodniom....i hindusow ktorzy maja dziwne zapedy do bialych kobiet:/ trzymam kciuki, zeby wszystko poszlo gladko i sprawnie;)