Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Wigoru poproszę
19 grudnia 2009
Wiem, wiem. Zamilkłam, nie udzielam się vitaliowo. Lepsze to niż marudzenie, które, przypominam, jest ciosem w demokrację. Okrzepły emocje powitalne, nabiałowe kombinacje już grzecznie czekają w lodówce na okoliczność spożycia a dziadkowo-wnuczętowe relacje powoli wracają z poziomu nieokrzesanej radości do radości po prostu.A ja, cóż, odpoczęłam znakomicie, najadłam się frykasów do pełna i chetnie bym coś porobiła. Ciągle czuję się jak gość i najwidoczniej mam z tym problem. Tracę energię siedząc pół dnia w fotelu i oglądając telewizję. Zgadza się, miałam potrzebę telewizora ale znudziłam się. Jakoś nie mogę się odnaleść. Nawet sypiając w swoim dawnym pokoju, nie czuję się "u siebie", niby te same ściany ale korzonki wykarczowane, czy co? Ja cię! nawet firanki w oknach, "u mnie" nigdy żadnych firanek nie ma i nie będzie, bo nie lubię.Się firanek czepiam a miałam w demokrację nie celować. Wkurza mnie wiele. Z Majką prawie kontaktu nie mam, bo albo ją ktoś porywa albo siedzi u babci, tzn parę metrów ode mnie. Głośna taka to niech tam sobie siedzi. Tomek u Wojtka, przyzwyczaiłam się. Dzisiaj mnie pyta wieczorem co ja na to, żeby on do Wojtka zajechał. Jedź sobie, co mnie to. Właśnie. Albo mnie coś wkurza albo nie obchodzi. A radość ze świąt i taka ogólna gdzie sie podziała? Powiedziałam mu tylko, żeby sobie zabrał szcoteczkę do zębów. A on mi na to, że nie musi, bo Wojtek mu kupił nową.
Z wydarzeń bieżących tyle jeszcze, że dziś odwiedziła nas teściowa z mężem i upiekłam na tę okoliczność ciasto. Tak. Muszę zacząć coś robić, to mi przywróci równowagę. Ciasto przykładem. Normalności potrzebuję. Ja już nie chce być gościem. Buuuczę. Tyle. Zabieram się teraz intensywnie za krzesanie. Chęć do życia będę krzesać. Krzesiwa nie mam. Idą święta. Postanawiam się cieszyć.
Ps. Waga ujdzie.
joanna1966
20 grudnia 2009, 23:17czys Ty juz gwizdka próbowała??? dziubek silikonowy z canpola na butelkę??? leci przez to zupełnie inaczej jak ze smoczka!!!
joanna1966
20 grudnia 2009, 22:19Zła jestem na Tomasza od paru dni za tego Wojtka! Że tak Cię z cała tą złożonością sytuacyjną zostawia i leci... Trudno. Faceci nigdy z pewnych historii nie wyrastają! Wciąz musza zbawiać świat i okolicę, więc albo sa tym zbawianiem zmęczeni albo nieobecni duchem i ciałem... Twoje uczucia względem firanek podzielam:) Również nie posiadam - na początku miejscowi gadali, w okna zaglądali (jakby było co do oglądania oprócz stukilowej baby i mrukowatego chłopa!) teraz widzę że sami okna odważniej jakby odsłaniają:) Mój poprzedni małżonek oderwany całkowicie od ziemi i pryncypiów, powiedział mi kiedyś był, jak kupowaliśmy mieszkanie, które wcale mi się nie podobało...dom to ludzie, oni tworzą ściany, dach i krzesło na którym siedzisz - i tak naprawdę nie jest ważne czy to ludwik XVI czy skrzynka odwrócona dnem do góry, ważne w jakim towarzystwie... Tomberg z całej mojej sympatii dla Ciebie życzę Ci świątecznie, noworocznie i serdecznie Miejsca...By Was odnalazło, urzekło i zaadoptowało na zawsze...:)))) Buziaki świąteczne:)
ailian
20 grudnia 2009, 09:21To mam plan - obie pakujemy walizy i hajda w tropiki. Kurczę, czy ten kraj ma jakieś depresanty w powietrzu? Damn it. Tomkowi ślę wirtualnego wielkiego focha. Że co, że szczoteczka do zębów? Wielkie phi. A firanki to samo zło. Z tym nie czuciem się jak u siebie... u mnie powroty do domu też zawsze oznaczały powrót starych schizów. Że niby ja już dorosła z własnym bagażem doświadczeń, a w domu tak jakbym dalej była niezgrabnym dzieciakiem... ech. Telewizja to też zło. I w tym miejscu powinna nastąpić jakaś porada, jak tu by się poczuć lepiej... ale nie wiem, co Tobie poprawia humor. Może jakieś zakupy? Jakieś tam świeczki - pierdy, obrusy na święta? Albo może morze? W sensie jakiś spacerek zimową plażą? Z drugiej strony wiem, że zimno, i człowiek najchętniej poddaje się ciepłej, domowej stagnacji... Ja tak trochę mam, siedzę i mijam czas. Może wycieczka do empiku i jakaś książka? Pratchetta jakiegoś może? Albo Haruki Murakamiego? Dla mnie to dwaj autorzy, których książek nie zamknę, póki nie skończę. A to naprawdę dobry mijacz czasu... Nie daj się. Nic na siłę, bądź sobą. A jakby coś, to jestem na gg 420452, możemy razem obalić demokrację ;P PS. Słyszałaś może nową piosenkę Grabaża? "Żyję w kraju w którym wszyscy chcą mnie zrobić w ch..." ;P
mamigora
20 grudnia 2009, 09:20koniecznie ulep jakie ciasto, albo i dwa, albo kazdego dnia po dwa:)...niech ci wynajdą jakąś radosną twórczość. Gościna gościną, ale ilez można patrzec na firanki lub tv.
edyta1617
20 grudnia 2009, 01:19Miałam ten sam problem z byciem gosciem niby u siebie a jednak nie, wzyscy cię wyręczają ale to nie jest takie zle najgorsze były rozmowy z kolezankami niby fajnie ale jednak w pewnym momencie jakos sie konczyly tematy i cisza już nie to samo. Ale ciesz sie mimo wszystko wrócisz niedługo i znowu bedziesz miała swój własny domek i ze zdwojoną energią będzies zstosować dietę i krzatac sie po domu Pozdrowienia Edyta