Wczoraj bieganie- zaliczyłam.
1 owoc- pominęłam
1 szklanka wody- zrobione.
Dzisiaj na czczo wypiłam 400 ml ciepłej wody z cytryną. Plus przygotowałam termosik z kolejną porcją i dawkuję powoli.
Będzie więc cały litr wody! za to sikania z 4l
Chleb nadal ograniczam - 2 kawałki rano 2 kawałki do pracy. Można by zainwestować w jakieś zdrowsze pieczywo niż białe. Można pomyśleć.
Lunch do pracy- jak wczoraj, czyli poprawnie i w kolorach (kasza gryczana, kopytki z pesto i warzywniak na surowo)
Z owoca - mam figę ( prawdziwą, nie z makiem) i jabłko wczorajsze.
W planie - wieczorny truchcik.
W kwestii biegania- odczuwam swoje kolana i jest to dość nieprzyjemne. Po przebieżce cały dzień czuję, że są. Intuicyjnie je oszczędzam, boję się przykucać, raczej schylam się na przygiętych lekko nogach, jak się podnoszę to wspieram się rękoma itd. Może to już mój wiek woła. Albo trzeba by przyjzeć sie mojej technice biegania.
Z domowych całkiem przystępnych sposobów na bolące kolana znalazłam taki: 4 lyzki zmielonego organicznego naturalnego SEZAMU / dziennie i tak do skutku albo do wychodzenia sezamu bokiem ( czyli ?!! którędy?!!!) Moge to przetestować na wlasnych kolanach zaczynajac nawet dzisiaj. Bo sezam mam i to zalegający w spiżarce od ok roku.
Wody jeszcze nie dopiłam...🤔