Niewielkie kroki dzielą nas od wyjazdu z Polski. To już tylko tydzień z nawiązką. Smutno i wesoło równocześnie. Plan powrotu nadal aktualny, myślę że to już nasze ostatnie frrrr samolotem w stronę Islandii, bo do Polski spakujemy co się da i popłyniemy promem. Robi się naprawdę całkiem realnie, jesteśmy już po rozmowie z kolegą od biura nieruchomości i mieszkanko w sobotę obfotografujemy my. Na pierwszy rzut zaproponował, on, wystawienie jej, kawalerki, w zabójczo wysokiej cenie, bo wariatuńcie się zdarzają! Będzie dobrze, spory margines na polu przeznaczonym do targowania ceny. Ja wiem, ze rynek nieruchomości nieprzychylny dla sprzedających itp ale co mnie to. TAK! TAK! Ależ się nakręcam!
Spodnie kupiłam. Otóż gzymsy, jak mawiała czyjaś, nie pomnę już czyja, babcia. Lekko elastyczne i nr mniejsze niż pierwotnie przymierzałam. Może dam się sfotografować w przyszłości. Parę nowych ciuchów tez mi się należało, zwłaszcza że Tomek fundował z naszej wspólnej kasy ale jego karty. Och! jaki on nieobiektywny! Niemal wszystko mu się podobało i leżało idealnie. Byle szybciej wyjść ze sklepu, taka męska filozofia.
W najbliższą sobotę nasza dziewczynka Sonia ma swoje kościelne święto. Kupiłam jej cudne wdzianko z tej okazji i już nie mogę się doczekać, żeby ją przyodziać w te anielskie szaty. Och i ach! Znowu się rozpędzam. Kroniki domowe zaniedbałam jak i podobnej maści czynności vitaliowe. Niemal wszystko co domowe zaniechane np. gotowanie, pranie i te trzecie, sprzątanie, traktowane minimalistycznie. Chociaz akurat wczoraj prośbę Tomka o przygotowanie mu kolacji potraktowałam przychylnie a nawet więcej. Sporządziłam, idąc tropem własnej zachcianki, sos tatarski pokroiwszy wyślizgujące się uparcie spod noża obślizgłe grzybki z octu i ogórki razem do spółki w majonez rzuciłam popieprzywszy na koniec. Sos gotowy. Kanapki mu bardzo pracowicie przygotowałam i do tego herbatkę, jak lubi. I Tomasz przeszczęśliwy z tym talerzem pełnym dóbr polskich do pokoju powędrował z zamiarem spożycia równoczesnego z oglądaniem włączonego telewizora. Przekonany, ze talerz postawił na komodzie, odbiornik włączył po czym nosz k... jego mać usiadł dupskiem w kalesonach na talerzu z misternie wykonanymi kanapkami przeze mnie. Ale teraz odpierdoliłem! rozległo się w naszych skromnych progach do wtóru ze śmiechem aż boki zrywać. Zapamiętać, zeby w tym miejscu pojawiło się zdjęcie ukazujące talerz nędzy i kalesony rozpaczy.
Dobranoc wszystkim.
lussesita
22 stycznia 2010, 11:52hehehehe nie moge :)) ehh Ci faceci, co my bysmy bez nich zrobily?? :) a te wypady do sklepu sa najlepsze: nie wazne czy wygladam w tej bluzce jak debil i jeszcze jest strasznie droga to i tak stwierdzi, ze wygladam cudownie i mam ja kupic :) byle tylko juz jechac do domu :) buziaki
mamigora
22 stycznia 2010, 09:00heheh czekam na zdjęcia
magda5555
22 stycznia 2010, 00:37Fajnie że powrót planujecie...co do tego kupowania...ja mam podobnie jak Twój mężczyzna :) "Tak tak..dobrze leży ...możemy już isc?" :) buziaki :*:*:*