Siemacie ludzie!
Dziś dzień łaskawszy, nie mogłam się powstrzymać i weszłam na wagę i zobaczyłam spadek. Nie wielki bo 0,4kg, ale od poniedziałku to i tak suuuper! Powoli, ale w dół! Nic tylko się cieszyć.
Tylko z tego, bo cała reszta mojej egzystencji zwanej życiem jest tragiczna... Ech...
Ale szkoda gadać.
Weekend przede mną. Samotny i w domowym zaciszu. W sumie to nie wiem czy się cieszyć czy płakać. Wiem, to nic takiego.. ale to mój samotny weekend od dawna. Miesiąc temu rozeszłam się z chłopakiem i do tej pory znajomi próbowali mnie zajmować czymś, ale już im wbiłam to z głowy, powiedziałam że wszystko jest w porządku u mnie.. nie chciałam ich zamęczać sobą i wychodzić na ofiarę. E tam.
Menu dzisiejszego pisać nie będę, bo jakoś tak wyszło, że było praktycznie takie samo jak wczoraj, no ale cóż.
Wyzwanie też do przodu. Jestem już na 11 dniu i powiem Wam, że nie widzę jakiś spektakularnych efektów. No może mi trochę boczki zniknęły.
idę poczytać co u Was. motywujecie mnie!
gruba grubaska pozdrawia
xoxoxo
40/109