To znowu ja.... Panna Obdarta broda:) Wiecie co.... w końcu odważyłam się dziś podjąć ważną decyzję - i przeszłam po dwóch tygodniach, na kolejny etap stabilizacji - 1700 kcal . Ważyłam się, i waga nie podskakiwała do góry. Uznałam więc, że czas na kolejne 100 kcal. Wahałam się tych kilka dni...bo coś dziwnie się czuję. Mówiąc krótko - częściej odczuwam głód i jestem w stanie zjeść objętościowo, więcej niż do tej pory.... Nie wiem z czym mam to powiązać Mam kilka założeń.
1. Może za szybko przeskakuję na kolejne etapy stabilizacji i mam pobudzony metabolizm?
2. Może szaleją mi hormony? bo znowu rozregulowała mi się miesiączka. (przed okresem miewam takie napady głodu....no ale okres mi się spóźnia już ponad tydzień, a uczucie głodu i chęć na słodkie nie znika...)
3. Może powinnam wyrzucić już część jedzenia light, na rzecz normalnych, żeby w ten sposób podnieść kaloryczność, a nie na podstawie objętości posiłków. Chociaż, kurczę, do tego akurat się stosuję - jem więcej mącznych rzeczy, mięska itp :|
Co myślicie na ten temat? A może to tylko przejściowe? Czuję się w taki sposób od 3 - 4 dni. Warto się tym martwić? Sama nie wiem.
Menu:
Śniadanie: 4 kromki razowego chleba z soją, sałata, wędlina, papryka zielona,rzodkiewka + kleik. SUMA: 463 kcal
II śniadanie: brzoskwinia, wiórki kokosowe, płatki filigranki z mlekiem 0,5%.
SUMA: 365 kcal
Obiad: zupa - wg mojego przepisu, sama ją dziś wymyśliłam, nazwałam ją działkową zupką:) i bułka razowa z dynią. SUMA: 520 kcal
Kolacja: jogobella truskawkowa z musli (to w ramach odstępstwa od produktów light), surówka z marchewki i jabłka i śliwki. SUMA: 352 kcal.
Łącznie: okrąglutkie 1700 kcal.
Śniadanie: 4 kromki razowego chleba z soją, sałata, wędlina, papryka zielona,rzodkiewka + kleik. SUMA: 463 kcal
II śniadanie: brzoskwinia, wiórki kokosowe, płatki filigranki z mlekiem 0,5%.
SUMA: 365 kcal
Obiad: zupa - wg mojego przepisu, sama ją dziś wymyśliłam, nazwałam ją działkową zupką:) i bułka razowa z dynią. SUMA: 520 kcal
Kolacja: jogobella truskawkowa z musli (to w ramach odstępstwa od produktów light), surówka z marchewki i jabłka i śliwki. SUMA: 352 kcal.
Łącznie: okrąglutkie 1700 kcal.
Przepis na Zupkę Działkową:
Działkowa -bo wykorzystałam wszystko, co wyrosło akurat na mojej działce :)
- bulion ( ja zrobiłam na porcji rosołowej)
- kapusta - poszatkowana
- fasola biała, już wcześniej namoczona, chyba, że ktoś ma świeżą, jak ja:)
- fasolka szparagowa - przebrana, pokrojona
- ziemniaki - pokrojone w kostkę
- cukinia - pokrojona w cienkie plasterki
- marchewka - pokrojona w plasterki
- cebulka - pokrojona w małe kawałki
- natka pietruszki - posiatkowana
- ziele angielskie (2 szt) i liść laurowy jeden.
- przecier pomidorowy
Działkowa -bo wykorzystałam wszystko, co wyrosło akurat na mojej działce :)
- bulion ( ja zrobiłam na porcji rosołowej)
- kapusta - poszatkowana
- fasola biała, już wcześniej namoczona, chyba, że ktoś ma świeżą, jak ja:)
- fasolka szparagowa - przebrana, pokrojona
- ziemniaki - pokrojone w kostkę
- cukinia - pokrojona w cienkie plasterki
- marchewka - pokrojona w plasterki
- cebulka - pokrojona w małe kawałki
- natka pietruszki - posiatkowana
- ziele angielskie (2 szt) i liść laurowy jeden.
- przecier pomidorowy
Ilość warzyw - nie jestem w stanie wam powiedzieć, ile macie wziąć, bo każda z nas inne lubi bardziej inne mniej, i przede wszystkim, każda gotuje w innym garnuszku , ja muszę nakarmić, 6 osób, więc mam spore proporcje:)
Do ugotowanego bulionu ( z liściem laurowym i zielem angielskim), wrzucamy ziemniaki, fasolę białą. Gotujemy ok 10 minutek, dorzucamy marchewkę, cebulkę, cukinię, fasolkę szparagową. Gotujemy do miękkości. Zupę przyprawiamy - solą, pieprzem, ewentualnie maggi jeśli ktoś lubi. Doprawić również przecierem pomidorowym. Na koniec dodajemy natkę pietruszki pietruszki. Chwilę podgotowujemy. Podajemy najlepiej gorącą. Była naprawdę pyszna! Moja mam mówiła, że już dawno tak dobrej zupy nie jadła:) i generalnie po wielkim garze zupy, zostało mi tylko zmywanie do wieczora haha
Do ugotowanego bulionu ( z liściem laurowym i zielem angielskim), wrzucamy ziemniaki, fasolę białą. Gotujemy ok 10 minutek, dorzucamy marchewkę, cebulkę, cukinię, fasolkę szparagową. Gotujemy do miękkości. Zupę przyprawiamy - solą, pieprzem, ewentualnie maggi jeśli ktoś lubi. Doprawić również przecierem pomidorowym. Na koniec dodajemy natkę pietruszki pietruszki. Chwilę podgotowujemy. Podajemy najlepiej gorącą. Była naprawdę pyszna! Moja mam mówiła, że już dawno tak dobrej zupy nie jadła:) i generalnie po wielkim garze zupy, zostało mi tylko zmywanie do wieczora haha
Na razie uciekam, poćwiczyć trochę, na podłodze, bo z obolałą po upadku pupą, nie am rady biegać:)
Pa,
Maryśka!
TwardaJa
27 sierpnia 2010, 15:28hm....sądzę, że spokojnie wystarczyłoby zastąpić jeden z posiłków owocem, kaloryczność ci spadnie od razu:) i białkowa kolacja, też niezły pomysł:) ja zmniejszam kaloryczność o 100 - 200, na jeden dzień, i wystarcza:) spróbuj może raz - zobaczysz, jak się będziesz czuła, i czy po 2 - 3 dniach, waga wróci do normy:) Ja uważam, że każdemu taka odskocznia jest potrzebna.... :) Buźka! :*
kullii
27 sierpnia 2010, 15:13...albo może najlepszym rozwiązaniem będzie białkowa kolacja hm?
kullii
27 sierpnia 2010, 15:11a czy myślisz, że po taki "szalonym piątku" w moi wypadku (kiedy jem 5 normalnych posiłków) na drugi dzień wystarczyłoby zastąpić jeden z nich owocem czy lepiej ominąć któryś (mam tu na myśli II śniadanie lub podwieczorek)? a cóż to za tajemnicza herbatka na trawienie hehe? :D
TwardaJa
27 sierpnia 2010, 14:27tak, piątek, to tzw mój wieczór odpustowy, a nawet nieraz dzień odpustowy:) Wówczas - w dzień normalnie liczę kalorie, dla trzech pierwszych posiłków. Starając się, żeby były ciut lżejsze, od tych codziennych, z tego względu - że wieczorem, pozwalam sobie na niedietetyczną kolację i wypicie alkoholu:) Kawałek pizzy, dwa piwa, wino czy coś:) Dzięki temu - nie mam wielkiego głoda na coś, i nie rzucam się na jedzenie, bo mam na nie zwyczajnie ochotę od dłuższego czasu:) Na drugi dzień, po takim wieczorze - jem zazwyczaj o 100 lub 200 kcal mniej i ćwiczę, żeby spalić nadwyżkę kalorii pochłoniętych poprzedniego wieczoru:) Piję tez jedną herbatę - na trawienie:) Uważam, że to całkiem fajny pomysł:) konsultowałam to kiedyś z lekarzem, i mi powiedział, że to jest ok rozwiązanie, bo może nawet pobudzać mój metabolizm. Mam tylko kontrolować - czy nie wzrośnie mi waga:) i tak kiedy zaczynałam się odchudzać - to taki wieczór miałam raz w miesiącu. Potem po pół roku - 2 razy w miesiącu, a w tej chwili już "szalone piątki" mam co tydzień, i waga nie wzrosła mi w żadnym okresie. Nawet na poprzedniej stabilizacji. Dzięki temu - mogę normalnie pójść na imprezę, zabawić się ze znajomymi itp:)
kullii
27 sierpnia 2010, 14:18a ja mam takie pytanie...jak to jest dokładnie z tym Twoim "szalonym piątkiem"? :D czy na drugi dzień po takim ekhm "szaleństwie" ograniczasz nieco jedzenie/jesz lżej czy coś w tym rodzaju czy jak? bardzo fajny pomysł muszę przyznać. sama zastanawiam się aby zrobić sobie właśnie jeden taki dzień odstępstwa od diety/schematów etc. więc byłabym Ci bardzo wdzięczna gdybyś mi nieco przybliżyła co i jak ;) pozdrawiam!
Grubolina
27 sierpnia 2010, 12:22Myślę, że ten wzmożony apetyt może wynikać również ze zmiany pogody - nie wiem jak u Ciebie, ale np. w Wawie zrobiło się chłodno toteż podstawowe zapotrzebowanie energetyczne wzrosło - to dość istotny czynnik. Ja również jakoś bardziej głodna jestem :) Polecam również zwiększanie kaloryczności posiłków o kwasy omega - czyli tłuste rybki i olej lniany - bardzo zdrowe i małe objętościowo :) Jak piszesz o tym upadku ze śliwki :) to aż mnie pupa boli, bo mi się przypomina jak 2 m-ce temu spadłam ze schodów (szłam w skarpetkach i gadałam przez telefon) oj! aż myślałam, że połamałam miednicę... cierpiałam prawie miesiąc, czego Tobie oczywiście nie życzę :) kuruj się pięknie! :*
TwardaJa
27 sierpnia 2010, 09:26hm..... no dziękuje dziewczyny. Postaram się lepiej przyłożyć do zwiększania kalorii bez objętości. Ma nadzieję, że ten stan niedługo minie. Buziaki!
kawasak
26 sierpnia 2010, 23:33Wiesz co Marysiu myślę, ze w Twoim menu trochę brakuje chyba dobrych tłuszczów (pomijając kleik-tłuszcze nienasycone z siemienia lnianego). Spróbuj może włączyć avokado, tłuste ryby+cytryna(lepsze wchłanianie żelaza). I wiecej mięska. Tłuszcze (dobre tłuszcze, nienasycone)są bardzo potrzebne, do wchłaniania witamin AD,K,E i do produkcji hormonów. tak poza tym to podziwiam i gratuluje silnej woli. Wspaniałe przepisy!!(za Twoim przykładem również pije kleik):)buziole
Finni
26 sierpnia 2010, 22:58wiesz co ja wlasnie jutro mam przejsc na 1600 i stwierdzilam ze wlasnie trzeba rezygnowac z produktow light - nie ma co zołądka rozpychac. bo jak zaczniesz tyc to zoladka szybko nie zmniejszysz - a zmiana na produkty light nie jest taka trudna :) ja zwiekszam kcal o 100 co tydzien i tobie radze to samo - zwieksz do 1700 zobaczysz co sie stanie...
shizaxa
26 sierpnia 2010, 22:52ja uważam że powinnas zastępowac juz light zwykłymi:)
Carmellek
26 sierpnia 2010, 22:48Gdy dostarczasz organizmowi coraz więcej kalorii on chcę więcej i więcej, jak to mówią "apetyt rośnie w miarę jedzenia". Uważam, że jesteś silna i doskonale trzymasz dietę więc na pewno dasz radę w stabilizacji, napad głodu Ci nie grozi ;] A jeżeli chodzi o te zęby to kiedyś dentystka powiedziała mi, że to może być przez odchudzanie, bo swego czasu aż za bardzo się odchudzałam, ale nie mam pojęcia ile jest w tym prawdy, no cóż pomęczę się kilka miesięcy na fotelu, przynajmniej będę miała czym gryźć na najbliższe lata ;P Trzymaj się ;]
Chemiczka83
26 sierpnia 2010, 22:41Hmm, ja ostatnio staram się jeść posiłki mniej objętościowe, a bardziej kaloryczne. Zauważyłam również, że wciąż jestem głodna, pomimo zwiększenia ilości kalorii. Wydaje mi się, że nie możemy się przyzwyczajać do dużej ilości jedzenia, żeby sobie żołądka nie rozepchać z bardzo.
violent
26 sierpnia 2010, 22:14Ehh Kobiety to mają przesrane z tym okresem... juz wolalabym musiec sie golic jak faceci:P
TwardaJa
26 sierpnia 2010, 21:35często mam tak, że na kolację mam surówkę i chlebek chrupki z twarogiem, albo jajka.... albo serek wiejski.... żeby tego białka na kolację wepchnąć. Ale jak mówię .....no mam głód na słodkie, więc dałam naprawdę słodki jogurt, żeby nie tknąć słodyczy. a z wciśnięciem kolejnego posiłku..... no nie da się chyba już..... jadam o 8.30 gdzieś, 12.00, 15.00, i 18 - 19.00. Do tej pory nie czułam się tak jak teraz. Ale od kilku dni nie przyjmuję tez żelaza....bo mój lekarz na urlopie, i recepty nie mam.....może to jakoś wpłynęło na mój organizm. Jutro już idę do lekarza po żelazo to się spytam... Mam nadzieję, że to minie. Ah - no i ja już na diecie nie jestem, jestem na etapie stabilizacji. Ja już zwiększam kalorie od ponad miesiąca. Buziaki!
kullii
26 sierpnia 2010, 21:29...wydaje mi się, że to przejściowe. tak jakby organizm domagał się większej ilości jedzenia? nie wiem. jestem pewna, że po jakimś czasie to minie (sama ostatnio byłam w podobnej sytuacji, choć mi nie udało się niczym zagłuszyć tego DIABELNEGO apetytu-jadłam więcej w związku z tym przytyłam, ale na pocieszenie powiem, że nie wiele jak na ilości które pochłaniałam :P ps. może za długo już ta dieta trwa, hm? :> ps2. aaa! no i zauważyłam, że Twoje kolacje są bardzo yyy..."niekolacyjne"? :P ja takie coś zszamałabym sobie, np. na podwieczorek :D WŁAŚNIE! może spróbuj wcisnąć jeszcze 1 posiłek (czyt. jakiś deserek lub podwieczorek). jak w ogole godzinowo rozplanowujesz sobie posiłki? :> JA na Twoim miejscu np. zjadłabym na podwieczorek ten jogurt a na kolacje np. tą surówkę i 2 pieczywka chrupkie z jakąs wędlinką albo powoli chrupkie chlebki zamieniłabym na zwykły razowy chlebuś ;) zdaje się, że 2 chrupkie pieczywka=1 zwykła razowa kromka chleba, mam racje? pozdrawiam! :)
olicyjka
26 sierpnia 2010, 21:25Śliczne jedzonko!:) Myślę, że nie ma się czym martwić, skoro mówisz że jestes przed okresem i zawsze tak masz. Jeśli jednak to nie minie to coś trzeba będzie myśleć...