Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Tak, to było wczoraj. #3


Wczoraj siedziałam całą godzinę nad telefonem rodząc nowy wpis w bólach. A gdy chciałam go opublikować, wszystko pierdolnęło i wróciłam na stronę główną Vitalii. Tak więc szybko opiszę wczorajszy dzień. Przeszłam około 5 km(do szkoły i ze szkoły i na angielski). Na śniadanie zjadłam ciastka Belvita z mlekiem, a na obiad kluski z kurczakiem. To było tak chujowe że zjadłam drugą porcję ciastek. A na kolację serek wiejski, dwie kanapkk z szynką i parówki z szynki. Wiem, za mało warzyw i owoców. Znaczy, żadnych nie jadłam. Ale to za mało. Nieważne. Po nocnym spacerze z psem położyłam się spać. Niemal natychmiast wylądowałam w objęciach Morfeusza. Ale nie na długo. O 3 nad ranem obudziłam się zlana potem, z bolącym gardłem i ciężko mi się oddychało. Zrzuciłam z siebie kołdrę i znów zasnęłam. Śniła mi się torba pełna słodyczy. Najpierw pochłonęłam paczkę M&M'sów w rozmiarze XXL, potem zabrałam się za wielkie herbatniki z czekoladą. Po którejś paczce słodyczy wyjętej z mojej torby obudziłam się o 5 rano. Było mi kurewsko niedobrze. To pewnie przez te słodycze. Moja kochana rodzicielka wyjątkowo nie kazała mi iść do szkoły gdy źle się czułam więc leżę przytulając mojego psa. Zjadłam dwie kanapki z jabłkowo-gruszkowym Almette. Całą sobą próbuję powstrzymać się od polecenia do sklepu pod blokiem i kupienia tony słodyczy i litrów słodkich napojów. Życzcie powodzenia. Oczywiście, jeśli znajdą się ludzie na tyle zdesperowani by czytać to, co piszę. Ponownie przepraszam za pierdolenie od rzeczy, błędy i literówki. Nie mogę się doczekać kiedy naprawią internet i będę mogła napisać coś wygodniejszym sposobem. Gdy poczuję się lepiej, wskakuję na bieżnię. Mama kupiła ją tydzień temu, też jest otyła i wstydzi się biegać na dworze. Zresztą pogoda nie dopisuje.