ostatnio taka byłam zmotywowana, że aż mało mi się dupa nie zapaliła z napędu.
teraz wielkie nic. siedzę już 3 godzinę na vitalii, fejsie i motywatorach i od nowa wzbudzam w sobie motywację - przyznam, że uśpiłam ją przez ostatni tydzień.
odżywiałam się tak źle (choroba mnie zdemotywowała, poległam wielokrotnie), że rzuciło mi się na samopoczucie, trawienie (totalne rewolucje żołądkowe...) nie wiem dlaczego miałam mdłości, kilka razy wymiotowałam. teraz spóźnia mi się okres (no niby 2. dzień ale nie powinien bo przecież biorę tabletki). schizy, że jestem w ciąży dziś uspokoiłam bo wczoraj myślałam, że nie wytrzymam. teraz zaczęłam się zastanawiać, że może organizm mi jakoś zaczął świrować od diety, zmiany trybu życia. albo może po tym przeziębieniu ostatnim. strasznie je przeżyłam. do dziś mam jeszcze katar.
teraz modlę się o okres. jezu, mam nadzieję, że nic mi nie będzie.
ogólnie nie jestem kimś, kto użala się nad sobą. wszyscy mają mnie za twardziela ;p ale jakoś tak smęcę ostatnio...
dobra koniec.
a teraz Ja normalna:
byłam za to wczoraj na basic stepie - ZAJEBIŚCIE! w końcu pojęłam te wszystkie ruchy i od razu mordka się uśmiechała :) teraz pójdę chyba sobie potańczyć albo chociaż się poruszać, może jakiś trening z ewą chodakowską albo innym zabójcą ;p
jutro mam wolne w pracy. cały dzień poświęcam mojemu hobby, czyli - odchudzaniu. :D uwielbiam planować, pisać jadłospis, postanowienia. wkręcam się w to strasznie. wstanę rano, żeby dużo zrobić. dużo też kuipię - polecę na targ po warzywka.
w lipcu nie osiągnę swojego celu (niestety). nie osiągnę żadnego z postawionych sobie celów. to trochę demotywujące, ale nie poddam się. czasami się zastanawiam, że gdyby nie ta umowa na rok z siłownią, zapewne już dawno bym zrezygnowała. to dobre, że mnie tak trzymają ;p
jutro jest 18 lipca - do końca lipca zostaje, niech policzę, tak - 14 dni, czyli równe 2 tyg. Dam radę chociaż kilogramka zrzucić? takiego małego, tyci tyci. no plisssss. będziemy się starać.
lecę poćwiczyć. zobaczymy co mi z tego wyjdzie.
buzioooki :*
vitalijka90
17 lipca 2012, 22:48kurka macie rację. nie są ważne cyferki... lubię planować ale czasami mnie to przerasta. zresztą to bardzo stresujące gdy nie wychodzi. ogromna różnica ciało człowieka a komputerek. tyle wiem o odchudzaniu a do tego jeszcze nie dorosłam, oj głupiutka ja ;p pocieszające jest to, że coraz częściej myślę sobie: poooowoli, poooowoli i osiągnę cel :) także mam całą noc na myślenie i uspokajanie moich planowań ;p zobaczymy co z tego wyjdzie :) dzięki dziewczyny! ;*