Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Dzień siedemnasty


Wczoraj znów pozwoliłam sobie na grzeszki... To chyba przez te upały, niewyspanie i zbyt duże rozmyślanie. Od poniedziałku dieta była, ale pozostawiała wiele do życzeń, bo byłam bardzo, bardzo zabiegana. Nie miałam nawet chwili, by zjeść obiad, czy kolacje, więc jadłam ok. 3 razy dziennie. Zdarzyło się nawet mieć koktajl na obiad... 

Zastanawiam się, czemu nie ma zbyt wielkiego efektu. Może właśnie z powodu takiego jednego dnia/tydzień, w którym pozwalam sobie na grzeszki? Ubytek cm jest, ok 1-2 cm, ale jedne spodnie pozostają ciasnawe, a waga się popsuła, więc nie mam pojęcia, co już wskazuje. Boję się, że zaprzepaściłam dotychczasową pracę, choć większego jakiegoś ujędrnienia nie zaobserwowałam. Motywacja powoli jest na wyczerpaniu, bo prawdopodobnie na żadne wakacje nie pojadę :( ani nad morze, ani nigdzie indziej... A to trzymało mnie najmocniej. Chęć pokazania znajomym, że mogę, że się da... Może i pojadę, ale chyba tylko do przychodni po wyniki badań, które są złe.

Czasem mam ochotę już to wszystko rzucić. Że niby po co? A mnie chyba ciężko zmotywować. Muszę sama dziś ze sobą "porozmawiać". Może to zgiełk wytrącił mnie z równowagi...