Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Dzień dwudziesty czwarty


Nie wiem, co mnie dzisiaj opętało, ale nie mogłam rano wstać i były nici z porannych ćwiczeń, a po południu zwyczajnie zaczęłam się opychać! Nie było to śmieciowe jedzenie, ani też słodkości, ale dość duże ilości. Np. chleba żytniego z żurawiną... :)

I przyznam zupełnie szczerze, że gdy nie ruszam pieczywa i węglowodanów, to w ogóle mnie do nich nie ciągnie. A jak już trochę posmakuję, to mam ochotę jeść i jeść i jeść....

Wzięłam na szczęście się w garść, pobiegałam truchtem jakieś 4 km, zaraz zrobię masaż bańką chińską i od jutra Mel b :) 

Pomimo tych zawahań w diecie odczuwam większe napięcie na udach i lekkość. Mam też wrażenie, że są smuklejsze. Ale może tak mi się tylko zdaje ;) ale motywacja jest!