Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Dziwna, nienormalna, przybita


Z góry przepraszam Was za to, że trochę poględzę w tym wpisie. Trochę? To się niestety dopiero okaże.

Jakiś czas temu postanowiłam zamieszczać we wpisach drobną listę rzeczy, które wywołały u mnie uśmiech, bądź po prostu poczucie szczęścia. Teraz kompletnie nie widzę w tym sensu. Czemu? Co się takiego dzieje? Napiszę od razu.

Podejrzewam, że jest to proces dość długotrwały. Od paru miesięcy złapało mnie coś w rodzaju swoistej depresji. Najpierw myślałam, że to ot tak i w końcu przeminie. Okazało się, że niestety nie. Wkrótce nadszedł styczeń, luty, teraz marzec, a ja mogę policzyć na palach jednej ręki dni, w których naprawdę czułam się szczęśliwa. Było mi i jest źle, lecz do tej pory ból skrywałam pod uśmiechem sztucznego zapewniania siebie i oszukiwania, że będzie dobrze. I zastanawiam się potem, czy oszukuję siebie? A może przesadzam i doszukuję się czegoś, czego tak naprawdę nie ma? Może jest dobrze, a ja zwyczajnie szukam dziury w całym?

Martwię się, chodzę przybita. Przytyłam, źle się czuję w swoim ciele. I zamiast wziąć się w garść, bo nie chcę takiego ciała jakie teraz mam, to ja z przykrością stwierdzam, że nie mam siły i na tym kończę. Nie walczę, nie staram się. Nie wiem, jak zacząć, bo wszystko wydaje mi się takie ogromne, niedopasowane, wymagające i nie dla mnie. Problem pewnie też tkwi w mojej głowie. Ale kurczę, to nastawienie i motywacja jest elementem, który inicjuje zmianę! A ja jakoś sobie zaprzeczam.

Wczoraj usłyszałam od mamy, że jestem nienormalna. Wiem i zdaję sobie świetnie sprawę z tego, że mama jest chora i będzie wygadywać na mnie różne rzeczy, ale ile można...? Ile można wytrzymać w ponurej atmosferze, gdzie codziennie słyszy się płacz i krzyk, aż uszy puchną? Wyobraźcie sobie: wstajesz rano całkiem zaspana, idziesz wolnym krokiem do kuchni i już słyszysz krzyk. Ba, darcie się. Jak tu funkcjonować? Od rana regularnie jestem wyprowadzana z równowagi. Gdy staram się zachowywać spokój słyszę, że jestem wredna, nie szanuję starszych od siebie. Babcia, która opiekuje się mamą również płacze, gdy dostaje wiązkę skarg. Co z tego, jak później razem z mamą wykrzykują na mnie liczne epitety?

Wróciłam do domu, by się uczyć, być z powodu mamy. A jak jest? Nie mogę się skoncentrować, czuję się niekochana, niechciana. I powiem Wam, że ja nie chcę mieszkać w tym domu. Wolę uciec. Wszystko wydaje mi się bezsensowne. Nawet ta matura za miesiąc. Moje przygotowanie jest żenujące, a ja wciąż nie mam siły. W mojej głowie pojawia się myśl, by zarobić najpierw nieco pieniędzy, a następnie kolejny rok uczyć się solidnie. Nie obchodzi mnie, że miałabym drugi rok w plecy ze studiami. Tylko zawiodłabym tatę... Każdy ode mnie czegoś oczekuje, a ja się zwyczajnie pogubiłam. Nie jestem o nic spokojna.

Niby mam trochę znajomych, z którymi mogłabym porozmawiać, ale z jednym nie mam ochoty rozmawiać, drugi nie ma czasu, trzeci mnie nie zrozumie... I znów się izoluję.

Dodam jeszcze, że nie mam nic przeciwko modleniu się i wierze w Boga (sama jestem osobą wierzącą), ale pomału roznosi mnie, gdy słyszę odmawiany trzy razy dziennie na głos różaniec przez dwie osoby! Ba, gdyby to była modlitwa. Nie, to nie jest normalna modlitwa. Jest przerywana tekstami w rodzaju: "No patrz, co Ty zrobiłaś! Co Ty robisz? Zostaw to!" I tak cały dzień. Płacz, krzyk, pretensje. Chcę uciec, nie mam dokąd.

  • fokaloka

    fokaloka

    31 marca 2015, 17:12

    Kochana, zacznij myśleć o tym czego Ty chcesz i przestań spełniać oczekiwania innych. Wszystkim i tak nie dogodzisz, więc zajmij się swoim życiem. Jeśli chcesz pogadać, pisz, ale przede wszystkim zadbaj najpierw o siebie, a potem o innych.

  • Blondynka94

    Blondynka94

    29 marca 2015, 21:04

    Jakbym czytała fragment ze swojego życia... Tylko, że u mnie takie okresy przychodzą i odchodzą. Zamknięta w klatce, którą poniekąd sama tworzę. Tutaj nie da się poradzić czy wesprzeć. Spróbuj choć trochę się ogarnąć, znajdź dobrego psychologa, nie wstydź się, zdaj maturę. A potem postaraj się stamtąd wynieść. Od siebie... życzę Ci, żeby coś się w Twoim życiu zmieniło. Na lepsze...

    • Vivien.J

      Vivien.J

      30 marca 2015, 13:34

      Powiem Ci szczerze, że czasem nie rozumiem siebie i zastanawiam się, czy przypadkiem już nie zwariowałam. Ale takie trudne momenty również przychodzą i odchodzą. Czasem zostawiają jakieś kręgi. Do psychologa mam częstą ochotę pójść, jednak w okolicy gdzie mieszkam, jest niewielu dobrych specjalistów :/ Czasem jest też tak, że wydaje mi się, że jestem już na prostej. Że będzie dobrze. I tłumię wtedy te swoje pytania, wewnętrzny krzyk: "co, jeśli nie?"... Dziękuję Ci za te słowa i życzę, byś coraz mniej tych trudnych okresów spotykała!

  • paula15011

    paula15011

    28 marca 2015, 15:53

    Może pogadaj z mamą o tym wszystkim. Czasami to jednak pomaga. Ja też ostatnio się z mamą nie dogaduje ale wiem, że mnie kocha i jakbym jej powiedziała co mi leży na sercu to na pewno by mnie zrozumiałam. Najgorsze jest to, że ja wolę czasami nie rozmawiać i cierpieć zamykając się w sobie. Jednak wiem, że to nie jest dobre... dlatego warto się przełamać! Moja droga głowa do góry, wszystko musi się kiedyś poukładać. A co do ucieczki to sama w sobie brzmi źle i nie proponowałabym Ci jej zdecydowanie ponieważ to nie jest za dobre rozwiązanie w tej całej sprawie. Pozdrawiam i trzymam kciuki żeby to się jakoś dobrze skończyło :)

    • paula15011

      paula15011

      28 marca 2015, 15:54

      zrozumiała*

    • Vivien.J

      Vivien.J

      30 marca 2015, 13:29

      Gdy rozmawiam z mamą na tak poważne tematy, zaczyna płakać. Nawet jeśli mnie wysłucha i uzna, że rozumie, to z czasem to zrozumienie zwyczajnie wyparuje. Zdenerwowanie przesłania jej oczy i dzieje się wszystko to, co działo się wcześniej. Co do ucieczki, to nawet jeśli miałabym dokąd, wróciłabym po kilku dniach nękana wyrzutami sumienia :P nie potrafiłabym chyba wszystko zostawić za sobą. Dziękuję Ci bardzo i również pozdrawiam cieplutko! :)

  • mona26r1

    mona26r1

    27 marca 2015, 13:40

    Bardzo CI współczuję sytuacji w domu :( Może pomogła by jakaś ciocia, powiedziałabyś, że w takich warunkach nie możesz się uczyć, wyprowadziłabyś się na jakiś czas...

    • Vivien.J

      Vivien.J

      30 marca 2015, 13:23

      Chciałam zwrócić się o pomoc do cioci, siostry mamy. Ale znając sytuacje wcześniejsze, każdy z bliskiej rodziny stanie po stronie mamy. Że muszę wytrwać, ustąpić, bo ona jest osobą schorowaną i pokrzywdzoną przez los. Ja wiem, że właśnie tak należy robić, ale na dłuższą metę można zwariować... Z przeprowadzką jest już dużo trudniej, ponieważ nie mam zwyczajnie do kogo. Kuzynka, z którą mam bardzo dobry kontakt niestety pracuje cały czas, z kolei siostra mieszka w 7 osób i dzieli już pokój z koleżanką.

    • mona26r1

      mona26r1

      31 marca 2015, 12:11

      Przykro mi, że rodzina nie widzi jak Ty się z tym męczysz :( stając po stronie mamy w niczym Ci nie pomogą, ani nawet jej nie pomogą. Musisz sobie jakiegoś męża znaleźć i oderwać się trochę od tego

  • andzia.28.05.

    andzia.28.05.

    27 marca 2015, 12:49

    U mnie w domu nastrój psuje babcia - zawsze była wredna, złośliwa i fałszywa, a na starość zrobiła się jeszcze gorsza. W nocy nie daje spać, bo gada, otwiera okno i krzyczy, robi pod siebie, mimo że ma pampersy, w całym domu śmierdzi.. Nie dociera do niej, że jest chora, nie może chodzić i w całości jest uzależniona od pomocy drugiej osoby - krzyczy, awanturuje sie, itd. Więc szczerze Ci współczuję, że musisz przebywać w swoim domu w pewnie podobnej atmosferze.. Ja nie wytrzymałam i przeniosłam się do chłopaka. Inaczej straciłabym chęć do czegokolwiek. Tobie wytrwałości życzę i siły, żebyś jakoś to wszystko znosiła. Pozdrawiam :)

    • Vivien.J

      Vivien.J

      30 marca 2015, 13:18

      Rodzina nie wypomina Ci i nie ma za złe, że jakby uciekłaś od problemu? Ja niestety chłopaka nie mam, więc nie ucieknę... Mama jest dość pokojową osobą, ale na pewno upierdliwą i chce, by każdy ją wręcz rozpieszczał, skakał obok niej na każde zawołanie

    • andzia.28.05.

      andzia.28.05.

      30 marca 2015, 13:28

      myślę, że rodzice mnie rozumieją.. zwłaszcza, że mam dość mocno stresującą pracę i naprawdę potrzebuję spokoju :) ale jeżdżę tam i im pomagam :)

    • Vivien.J

      Vivien.J

      30 marca 2015, 13:37

      Moja rodzina by chyba nie zaakceptowała takiego rozwiązania niestety. Nic no, muszę sobie jakoś poradzić kolejny raz! ;)

    • andzia.28.05.

      andzia.28.05.

      30 marca 2015, 13:39

      ponoć "ten z góry" zsyła na nas tylko tyle ile jesteśmy w stanie udźwignąć, więc trzeba się zaprzeć i dać radę :) Powodzenia :)