Ruszyłam... zaczynam coraz bardziej realizować plan diety., choć przyznam że przychodzi mi to opornie. Nie lubię szykować posiłków. Niechęć wynika z mojego lenistwa i tego, że sama muszę ogarnąć dom po dzieciach i po mężu. Nawał obowiązków: sprzątanie, pilnowanie grafiku córki, zakupy, działka itd itp... wszystko mnie pochłania. Fajnie, że mam psa (suczkę), bo przynajmniej uskuteczniam codzienne krótkie spacery. Wczoraj nastąpił moment przełomowy, w którym zdobyłam się na odwagę popędzić na zumbę!!! 😁 Poszłam nie sama. Aby było mi raźniej udałam się na zajęcia z kumpelą z pracy. Było REWELACYJNIE! Starałam się nie koncentrować się nie na układach, a na tym by wytrząsać swoim ciałem najbardziej jak się da... totalnie... luzik... bo i laski z tej zumby spoko... przyjęły nas (nowe) miło. Nie było gapienia się, głupich komentarzy tylko fun i jeszcze raz fun. W życiu chodzi o to, żeby być szczęśliwym. a takie całkowite zluzowanie się jest potrzebne. Atmosfera zajęć cudowna, bez spiny i zadęcia. po prostu szaleństwo, dobra muza i mnóstwo śmiechu. Myślałam, że zumba to nie mój klimat, (chodziałam wcześniej na zajęcia do innej uczestniczki i choć zdawało mi się, że jest ok, to wykańczała mnie pamięciówka, wkurzały dziewczyny znające układy i skupiające się na tym by jak najlepiej wyglądać). Tu na zumbie jest inaczej - fajniej. Wycisk był mega... dzikie skoki, tańce - trzęsańce. wyszłam z burakiem na twarzy, pełna energii i nadziei. Wieczorem nie podjadałam, bop byłam zmęczona... Tylko kąpiel i spać... chyba tego mi było trzeba... 😍