Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Podsumowanie dnia #6


Bilansik planowany:

zupa 500 kcal

jabłko  120 kcal

250 gram skyru 200 kcal

1/2 kromki z masłem i serem 100 kcal

sok pomarańczowy 100 kcal

2 spore pulpety z wołowiny (jakieś 150 gram) 400 kcal

groszek zapuszkowany 100 kcal

RAZEM: 1520 kcal

Jak zrobię taki spis rano przed faktem dokonanym to bardziej się pilnuje, też tak macie?

Swoją drogą siedzę tu i piszę, ale w zimie serio nie ma co robić! W zeszłym roku studiowałam, ganiałam tu i ówdzie, pracowałam, jeździłam do rodziców. Teraz po mojej wyprowadzce na farmę tylko się obijam, trochę sprzątam, gotuję i tyle. To mam czas na pisanie, wybaczcie moje wywody <3

Nadal mam problem z liczeniem mięsa. Na przykład: kalorie w mielonym wołowym na różnych stronach wahają się od 150 kcal do 330 kcal. Uśredniłam, zrobiłam 250 kcal. Polecam mielona wołowinę; wystarczy dodać odrobinę wody, żeby ruszył z niej kolagen i nie trzeba dodawać jajek ani bułki, żeby pulpety były zwarte. Dobre przyprawy, do piekarnika... mmm... cudeńko :)

Ale nadal nie jem: sosu, mleka, chleba, makaronu, unikam chemii i nie piję słodkich gazowańców.

Mam problem z ćwiczeniami, skupiam się tylko na brzuchu i rękach. 140 półbrzuszków, 140 brzuszków na mięśnie skośne, 140 podnoszeń pośladków, po 50 razy unoszenia nóg na uda i po 50 uniesień rąk. Codziennie. Plus noszenie młodej, ganianie po domu podczas sprzątania (3 piętra...). Trochę to mało, ale po całym dniu nie mam sił. Wolę mniej zjeść, niż ćwiczyć :D To się wkrótce zmieni... 

PS nażarta zupą, opita wodą, z pełnym pęcherzem, stanęłam dziś na wagę... 103 kg! Już nie mogę się doczekać poniedziałku i prawdziwego ważenia, na sucho :)

Potrzebowałam motywacji. I ją otrzymałam.

Trzymam kciuki :)