Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Podsumowanie dnia #10


Dzisiaj pożarłam:

baranina 300 kcal

ziemniak 90 kcal

marchewki 80 kcal

jogurt 200 kcal

kefir 200 kcal

wafle ryżowe 80 kcal

jabłko 150 kcal

Tost 300 kcal

Szynka kanapkowa 60 kcal

Ser 150 kcal

Nerkowce 110 kcal

3 lukrecjowe cukierki 10 kcal

Szklanka mleka 150 kcal

3 szklanki pepsi max 0 kcal, ale i tak grzech!

RAZEM: 1880 KCAL

EDIT:

Wpadła proszona kolacyjka. Dwie pity (300 kcal), z wędliną (130 kcal), warzywami (50 kcal), kukurydza gotowana (100 kcal), ketchup (50 kcal) i winogrona (50 kcal). Razem 680 kcal.

RAZEM: 2560 kcal

Ciekawe, jak zaprezentuje się to na wadze jutro, mam chociaż pociechę, że skończyłam jeść przed 20, a jedzonko było całkiem zdrowe.

Dietowo wracam do normy, chociaż Szefostwo lekko zaniepokojone, że jem tak mało, więc podsuwają mi pod pysk większe porcje lub dokładki. A dokładki biorę tylko z surówek! :) Postanowiłam też jeść trochę lukrecji, żeby poradzić sobie z zaczerwieniami na dłoniach i katarem oraz bólem gardła.

Ważenie jutro! I w sobotę! Chociaż najchętniej wskakiwałabym na wagę codziennie! :) Mam nadzieję zobaczyć jakąś szczęśliwą liczbę na wadze... ach! Pomyśleć, że w zeszłym roku o tej porze moje BMI było dokładnie o 10 punktów wyższe... Czuję, że ten rok to rok zmiany ostatecznej.. :)


Staram się podnieść ilość protein w żarciu. I chyba potrzebuję więcej wapnia i witaminy D3, bo bolą mnie kości, pewnie ze względu na to, że tu notorycznie nie ma słońca... smuteczek.

Stay thin! :*