Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Podsumowanie dnia #9


Dziś:

pulpety (cały dzień na pulpetach :P) 900 kcal

sałatka 200 kcal

parówka 150 kcal

lukrecja 100 kcal

wafle ryżowe 160 kcal

kawka ze śmietanką 50 kcal

kawałek bana i jabłka 100 kcal

RAZEM: 1660 kcal

1,5 litra wody zaliczone przed 13, potem już promocja dla organizmu, nie liczę tu kawek i herbatek. Dieta ośmiogodzinna też utrzymana, obcięcie kalorii też. Niedziela uświadomiła mi o co walczę i że bardzo chcę o to walczyć. 

Zjadłam tą parówkę i stwierdziłam, że kiedyś byłam straszny głupek, gdy to jadłam, bo ten smak jest obrzydliwy!

Mała E. ma dwa lata, jak widzi hamburgery, hot dogi czy inne śmieciowe jedzenie - marudzi. Dzisiaj zjadła 2 wafle ryżowe - z jakim smakiem! Wróżę jej karierę w dietetyce lub fitnessie :)

Wieczorem machnę brzuszki, jakoś nie mogę się zdecydować, jakie ćwiczenia jutubowe robić. Tyle tego jest, a jakoś do tematu podejść nie mogę. No zwyczajnie, nie mogę. Mam zanik chrząstki w kolanach i cardio przepłacam okropnym bólem. Postanowiłam, że zrzucę jeszcze jakieś 10-15 kg i wtedy zacznę poważny trening. Teraz zostaję przy brzuszkach i łapkach. Nie chcę stracić swoich kolan, a przy tej wadze bieganie czy cardio to nie jest dobry pomysł, nawet skłony bolą. Próbowałam, bolało. Poczekam jeszcze ze trzy miesiące, dalej pracując nad brzuchem.

Stay thin! (przytul)