Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Powoli, powoli...


Powoli, powoli, jak żółw ociężale, ruszyła maszyna.......
Na wadze spadek, chociaż w tygodniu jak leciutko podejrzałam, było ciut więcej (spadku, nie kilogramów). 
Czy macie jakiś sposób na weekendy? W tygodniu nie jest źle, nieraz nie zdążę nawet wszystkich 5-ciu posiłków pożreć, Ale sobota i niedziela to jakaś masakra.  
W tygodniu odstawiłam moich "tylko dużo mięsa mamo/kochanie" facetów od domowej przetwórni. Młodsi dostali bilety na szkolne obiady, a małż - raz teściowa, raz mamusia, raz bar mleczny. Zresztą on i tak ciągle  w rozjazdach to obiady jadł w domu wieczorem, a teraz chłopina zje o przyzwoitej porze.
No ale jak przychodzi sobota, niedziela. A ja... jak to kura, chciałabym im umilić im życie, to pichcę, a to pichcenie to wiecie jak się może skończyć.

W tygodniu, jak się wkurzyłam na swego małża to wiecie jak skwitował moją "rzucawkę? cytuję: "jeszcze nie chude, a już takie nerwowe..." 
Ale tak naprawdę, to gościu mnie wspiera, tzn nie gada za dużo i schodzi mi z drogi, a czasem rzuci: "oooo znowu wysmuklałaś..." 
  • gruszkin

    gruszkin

    12 października 2013, 13:09

    Gotuj zdrowe żarełko, niech się uczą inaczej jeść, jak matka na diecie to wszyscy muszą się dostosować, w tygodniu nadrobią. Nie bądź taką kwoką i tak tego nie docenią, wiem coś o tym.