Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

40 lat minęło ..... i Blue Monday zamienił się w cały Blue January i February. Zimno, ciemno, smutno i + następne 3 kilogramy nie nastrajają optymistycznie. Ale malutkie światełko w tunelu, że może tym razem....

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 4810
Komentarzy: 182
Założony: 18 lutego 2013
Ostatni wpis: 7 stycznia 2014

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Wonkaa

kobieta, 51 lat, Tomaszów Mazowiecki

165 cm, 92.70 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

7 stycznia 2014 , Komentarze (10)

W Nowym Roku pięknie  witam i o wagę pytam hi hi 
Życzę Wam żeby ten 2014 rok był pełen zdrowia, miłości, słońca i radości. 
Pasek mi się wyczyścił i waga obecna jest początkową, ale pamiętacie, że zaczynałam 26 września z wagą 97 kg?  więc nie jestem już taka zielona. A że najlepiej mi szło, jak korzystałam z diety z V więc dokonałam drobnych malwersacji w portfelu i wykupiłam sobie miesiąc. Jak będzie efekt to i żalu nie będzie. Myślicie, że pójdzie dobrze jak z a pierwszym razem? Motywacja pod tytułem: wesele Chrześniaczki 7 czerwca - aktualna. Muszę się zaprezentować,nie?

18 grudnia 2013 , Komentarze (6)

Sory bardzo, że tak się zapuściłam vitaliowo, ale co dzień to większa jazda u mnie - w sensie - jetem tak zarobiona i zabiegana tą końcówką roku, że jak tak dalej pójdzie to do sylwestra będziemy chodzić na rzęsach. Ale chciało się pracować "u siebie"  to cierp ciało coś chciało. Wagowo - dupy nie urywa - 89,5 - ale... i tu nastąpi nasze odwieczne wytłumaczenie - tydzień z @ 
Boszsze.... jak za wami tęsknię. Może trochę w święta nadrobię zaległości?  taaaaa - jak se naprosiłam gości na I dzień świąt . U mnie to zwykle bywa tak: najpierw naplanuję cuda wianki do zrobienia, zaproszę tłumy - zadowolona, jak to będzie miło i fajnie. Drug etap: dzień przed i dzień imprezy - z niczym nie mogę się obrobić, czas mi się kurczy, chodzę wściekła, wydzieram się na wszystkich - ogólnie sajgon - i na cholerę mi to było? Trzeci etap: impreza i po - padam zmęczona ale szczęśliwa - i naprawdę jest miło i fajnie. I co ja zrobię, że jestem szczęśliwa, jak się narobię? Niestety - patrząc na moją mamę - będzie się to pogłębiać. Moja mamcia...... to jest temat na osobny post, ale powiem Wam: cudo nie kobita
Miało być krótko, a wyszło jak zwykle  Pa

5 grudnia 2013 , Komentarze (10)

Mały wirus nie jest zły..... Jak szybko przyszło tak szybko poszło. Za to dietkowo fajnie, wagowo też nieźle. 
Czasu przed świętami coraz mniej. Jeszcze się bronię ryncamy i nogamy przed ty szaleństwem świątecznym. Tak sobie myślę, że im później mnie ogarnie, tym lepiej dla mnie i mojego portfela. A tu we firmie rok trza zakończyć, podatki jakieś horrendalne zaczynają krążyć  jak sępy nad naszą wymęczoną kryzysem firemką. Jak żyć, ja się pytam, jak żyć? 
I jeszcze odzywa się moja fobia do jazdy zimą. Mówię Wam, jak panicznie boję się jeździć śliskimi ulicami. A jeszcze się wyprowadziłam pod miasto. Dobrze, że do tej mojej podmiejskiej chałupki jeździ autobus czerwony, co prawda tyle co kot napłakał, ale zawsze jakoś można się przemieścić. Tyle, że starszy syn wypędzony przez szurniętą matkę na przystanek o 7.10 jest przekonany o patologi swojej rodziny i znęcaniu się ze szczególnym okrucieństwem nad dzieckiem  jeszcze kiedyś zadzwoni na błękitną linię......
Nie uważacie, że ulice to powinny być podgrzewane? 

Ps. Dla ścisłości - przystanek jest prawie pod domem......

4 grudnia 2013 , Komentarze (13)

No i samo się zrobiło, hihi. Chyba jakiś wirus mnie dopadł żołądkowy, bo wczoraj taki ból brzucha i nudności, że ledwo do końca w pracy dotrwałam. Zależność występuje następująca: jak nie jem to nie boli . A że pociecha moja w osobie syna też zalega w domu z bolącym gardłem i stanem podgorączkowym - więc chyba wirus jakiś się przypałętał. Na szczęście nie wygląda na szczególnie zjadliwy.
Zaobserwowałam, że humor mi wzrasta odwrotnie proporcjonalnie do wagi  więc dzisiaj lekki u mnie humorek. Miłego dnia, podobno ostatni słoneczny....

3 grudnia 2013 , Komentarze (10)

No tak podejrzewałam, że tak będzie? Moja podświadomość to jakaś dzika potęga i w dodatku nie najmądrzejsza. Stanęłam do rywalizacji z dziewczynami o zrzutkę przedświąteczną i ...... ja naprawdę nic złego nie zrobiłam,  buuu... a waga jak zaczarowana poszybowała w górę  A już miałam w sobotę witać się z 8. A tu organizm jak na komendę - zrobił się jak jakiś magazyn rezerw wojskowych - zatrzymał wszystko co się dało. Przez cały weekend czułam się jak napompowana. I co ja mam zrobić? wypisać się z tabelki?  O nie doczekanie!  Wezmę go (czy siebie? właściwie nie wiem kto mi próbuje w moich własnych szeregach zaszkodzić) na przetrzymanie, już kilka razy działało może i teraz podziała? Moja - jak to pisze Ogrzyca - Głodomorra może da się ugłaskać i przyzwyczai się, że szusujemy w dół, co prawda tylko po oślej łączce ale zawsze w dół.
Jestem bardzo ciekawa tego tygodnia.
Buziaczki 

23 listopada 2013 , Komentarze (16)

No i dupy nie urywa. Waga nie dość że nie spadła w tym tygodniu, to poszybowała w górę. Czy zawsze ten tydzień z @ musi być taki beznadziejny?. Paska nie zmieniam, przecież muszę nadrobić straty... eh

21 listopada 2013 , Komentarze (16)

Ale wczoraj popłynęłaaaaam, że hoho.   Gadam, jak jakiś **holik - chyba jadłoholik. 
Na moje usprawiedliwienie - tydzień upływa pod znakiem @@ i wczoraj zrobiłam wieczorem takiego "lajfa", że najstarsi górale nie pamiętają. Nie będę pisać co jadłam, żeby nie robić Wam apetytu... ale jak już zaczęłam, to pomyślałam sobie, że jak już robić wagary to raz a porządnie, a nie bujać się z grzeszkami małymi a codziennie. Dobre mam założenia? Więc w ramach tej mojej nowej zasady pozwoliłam sobie na małe co nieco.. no dobra nie było małe...hehehe.
Ale tak na poważnie to ostatnie dni chyba za bardzo przycisnęłam z dietą. Dwa niewielkie posiłki dziennie to stanowczo za mało. Rozum w okolicach niedzieli i poniedziałku próbował coś tam mruczeć, że tak nie można, że to się skończy jakimś kompulsem albo co, że organizm mi tego nie daruje i chce go, znaczy się rozum, wyłączyć na chwilę, żeby się nażreć, ale ja kazałam mu się zamknąć i popatrzeć na wagę. Spadało, ale na zasadzie gąbki wyciśniętej - puścisz i wraca do poprzedniej formy.
Mądrzejsza o jedno więcej doświadczenie chcę wygłosić oświadczenie. 
Niniejszym, ja niżej podpisana, udzielam sobie oficjalnego zezwolenia, w okolicach @, na jeden dzień w miesiącu zjedzenia na co tylko mam ochotę w ilościach obojętnych. Zobowiązuję się przy tym nie czynić żadnych manipulacji w okolicach sumienia. W pozostałe dni założenia zdrowego i racjonalnego odżywiania (ok 1300kcal) - zostają utrzymane bez zmian.

No, to teraz, jak będę miała ochotę na coś niezdrowego, nie będę sobie mówić - nie wolno, tylko: "nie dzisiaj"

*Odgapianie i stosowanie powyższej zasady - tylko po konsultacji ze swoim osobistym rozumem

17 listopada 2013 , Komentarze (11)

Nie uwierzycie, bo ja sama nie mogę uwierzyć: dwa wieczory, dwa spotkania z koleżankami - jedno w kawiarni, jedno w domu i ...... dwa czajniczki zielonej herbaty. Bez żadnego ciacha, bez żadnej sałatki z majonezem, tatara ani winka grzanego (no, akurat brak winka to zasługa mojego samochodu - że nim jeżdżę, a nie mojej grzeczności, hehe). W piątek to nawet miałam mocne postanowienie, ze zrobię sobie nagrodę i uraczę się pysznym torcikiem, jaki podają w naszej Euforii. Ale jak to z postanowieniami bywa - nic z tego nie wyszło . Dziewczyny jak na złość nie miały ochoty na nic słodkiego, no a ja jedyna - będąca na diecie - opychająca się tortem? Toż to pradoks jakiś by był !
Ale za to radość i duma w sobotę rano - bezcenne  Spadeczek jak ta lala. Wczoraj zaś tatar kusił, kusił, ale o 22-iej to już tylko jeden "byczek"  może mnie skusić i to na pewno nie w jadalni........... 
Trzymajcie się cieplutko!

12 listopada 2013 , Komentarze (10)

No i po weekendzie.   Nareszcie można iść do pracy odpocząć .
Po sobotnim ważeniu i odnotowaniu spadku radość zamieniła się w niepokój - jak żyć przez te trzy dni, jak żyć ??! Ale dieta przebiegła po japońsku, czyli "jako tako" wspomagana porządkami remontowymi, ganianiem po kuchni, bo to 7 gąb w niedzielę było do wyżywienia, więc dzisiejsza kontrola nie wyszła źle. Aaa.... trochę uporałam się z zaparciami. Dzięki za wszystkie dobre rady. Myślę, ze jedną z przyczyn były tabletki na usuniecie nadmiaru wody, ostatnio popularne na H. A ja biorę i tak na opuchnięte nogi i krążenie w nogach - zapisany pzrez lekarza Diophespam, więc może za dużo wody było usuwane i stąd te kamienie. Poza tym, aż się boję napisać, żeby nie uznać mnie za heretyczkę, ale wyeliminowanie tłuszczu z jadłospisu to chyba nie jest najlepszy pomysł. Już pomijam, że tylko w tłuszczach rozpuszczają się pewne witaminy (wiec picie np. mleka 0% to bezsens), ale wydaje mi się, że trochę mają wpływ na sprawność wydalania. Takie są moje, pożal się Boże, obserwacje, ale może nasza mądra ostoja DietetyczkaNaDiecie coś doradzi, pliiis?
No nic, muszę trochę popracować, a później Was poczytam, bo cały weekend do Was nie zajrzałam. Zobaczę jak poradziłyście sobie z świętowaniem. Pa

7 listopada 2013 , Komentarze (14)

Powiem Wam w sekretnym sekrecie, że podejrzałam dzisiaj rano moją wagusię, a tam okraglutkie 92 kiloski. Ale ciii, ważenie dopiero w sobotę. Mam nadzieję, że moja głowa nie zacznie fetować, a bo i nie ma co tak naprawdę, ale głowa czasem zachowuje się, jak nie przymierzając, jakiś łeb. Trzymajcie kciuki, żeby jej nie odbiło.