Boszsze.... jak za wami tęsknię. Może trochę w święta nadrobię zaległości? taaaaa - jak se naprosiłam gości na I dzień świąt . U mnie to zwykle bywa tak: najpierw naplanuję cuda wianki do zrobienia, zaproszę tłumy - zadowolona, jak to będzie miło i fajnie. Drug etap: dzień przed i dzień imprezy - z niczym nie mogę się obrobić, czas mi się kurczy, chodzę wściekła, wydzieram się na wszystkich - ogólnie sajgon - i na cholerę mi to było? Trzeci etap: impreza i po - padam zmęczona ale szczęśliwa - i naprawdę jest miło i fajnie. I co ja zrobię, że jestem szczęśliwa, jak się narobię? Niestety - patrząc na moją mamę - będzie się to pogłębiać. Moja mamcia...... to jest temat na osobny post, ale powiem Wam: cudo nie kobita
Miało być krótko, a wyszło jak zwykle Pa
moniaxxxxx
19 grudnia 2013, 15:08Ja też uwielbiam zapraszać gości, i mam dokładnie te same etapy:) haha buziaki
vita69
19 grudnia 2013, 12:08szkoda, że nie wszystkie mamy są takie fajne:)
MARCELAAAA
19 grudnia 2013, 09:14Na szczęście kuchnie i przygotowywanie posiłków nawet dla tłumów mam opanowane do perfekcji -czego i Tobie życzę :)Teraz mąż już przywykł ale jeszcze jakiś czas temu potrafił chodzić jak na szpilkach w dniu imprezy i co pięć sekund pytać czy ja aby na pewno pamiętam że na obiad przychodzi osiem osób a ja siedzę i ogladam telewizor :)Wszystkiego można się nauczyć :)
Alianna
18 grudnia 2013, 20:34Z dziecięctwa swego pamiętam takie sajgony mojej maminki. Nie wspominam ich dobrze :-) No, ale może Tobie to lepiej wychodzi. Buźka
gruszkin
18 grudnia 2013, 15:43A my nie spraszamy gości ani nie jesteśmy zapraszani. W święta dopiero się skrzykujemy i każdy bierze w garść jakąś miskę z sałatką albo coś innego i idziemy do jednego domu, gospodyni też stawia jedno dwa dania i nie ma spiny, że idą goście. Obiadu w święta nigdy nie ma...