Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Pierwsza stoczona walka i wielkanocna pychotka


Jeszcze na samym początku, chcę wam bardzo podziękować za wszystkie komentarze pod poprzednim wpisem - zarówno te wspierające <3 jak i te dające bardzo mocnego kopa w tyłek! (kreci) 

Dzisiejszy dzień był... ciężki, ale całkiem udany.

Chyba stanę się na vitali znana z moich "papek" na każdy posiłek hah :x

Dzień był ciężki, ponieważ nic dzisiaj nie szło po mojej myśli (w kwestii jedzenia). Odkąd moje zaburzenia odżywiania się pogłębiły, baaardzo ważne jest dla mnie planowanie posiłków. Zazwyczaj wieczór wcześniej planuję posiłki i ich kaloryczność, ponieważ tylko wtedy wiem, że będę się do tego planu stosować. Jeśli podchodzę do tego spontanicznie, to jest uż pewne, że przez dzień nie zjem nawet połowy ilości jedzenia, jaką powinnam.

Oto dzisiejsze menu:

1. Śniadanie - 7:00

Jedyny posiłek dzisiaj, który był zaplanowany i mnie zadowolił ^^

Płatki ryżowe 40g, pół łyżeczki kakao nesquick, kostka gorzkiej czekolady - 180 kcal.

2. II śniadanie - 11:00

kromka chleba pszenno-razowego 35g, łyżeczka masła, łyżeczka miodu, później przekąszone pomidorki - ok. 180 kcal

Całkowity spontan, ahh

Nie chodzi o to, że mam wyrzuty sumienia dotyczące tego, co zjadłam - zupełnie nie! Ale ta z pozoru prosta i malutka przekąska baardzo mnie zestresowała :/

Tak jak pisałam w poprzednim wpisie, jest wiele produktów/dań, które są dla mnie "zakazane". Po prostu w pewnym momencie restrykcji mój mózg uznał, że więcej nie może jeść danego jedzenia, i baardzo ciężko mi zmienić sposób myślenia i przemóc się. 

I tak mam między innymi z kanapką z masłem. Dla wszystkich zdrowych, normalnych osób to jest całkowicie normalne - z czymkolwiek tak naprawdę się nie robi kanapki, zawsze używa się jakiegoś masła/margaryny. Nic wielkiego, nic, co miałoby spowodować +50kg na wadze i tonę tłuszczu na ciele. Ale u mnie posmarowanie chleba masłem wywołuje.. strach. Co jest głupie, bo jadłam tak całe życie i uwielbiam ten smak! Ale moja choroba sprawia, że po prostu trudno mi jest posmarować głupią kromkę chleba głupim masłem, a co dopiero to zjeść...

Ale dzisiaj się udało. Pierwszy raz od 5 miesięcy (!) zjadłam kanapkę posmarowaną masłem, i jakkolwiek bzdurnie i głupio to dla was nie zabrzmi - ja jestem z siebie dumna. Przyniosło mi to wiele stresu (bo po pierwsze, plany na ten posiłek miałam zupełnie inne i wyrwało mnie to z "rytmu"; po drugie, jest to rzecz, której praktycznie od początku swojej choroby nie jem; po trzecie, mama patrzyła mi się na ręce ;_;). 

Ale też ta sytuacja jeszcze bardziej otworzyła mi oczy na to, jaki problem mam z jedzeniem i jak długa droga przede mną, żeby zacząć funkcjonować i myśleć normalnie. Mój chory mózg wysyłał mi dosłownie fizyczne sygnały - przygotowując tę jedną, małą kanapkę czułam ogromny niepokój, stres, serce biło mi szybciej, zaczęły trząść mi się ręce, w głowie milion sprzecznych myśli.. wszystko przez jedną, zwyczajną, głupiutką kanapkę.

Ale udało mi się. Przezwyciężyłam wszystkie obawy, zjadłam ją, ba - była pyszna! Jeden z moich ulubionych przed-chorobowych posiłków. I kurczę, coś czuję, że zacznie pojawiać się w moich jadłospisach w większych ilościach :D

Dziewczyny, doceniajcie to, że macie zdrową relację z jedzeniem, że wy same jesteście zdrowe, naprawdę. Jeszcze rok temu w życiu nie przeszłoby mi przez myśl, że zjedzenie głupiej kanapki będzie dla mnie drogą przez mękę.

A oto właśnie ten ogromny sprawca tego całego zamieszania ]:>

3. Obiad - 14:00

Ugotowany rano, zjedzony po południu - płatki owsiane górskie 50g, łyżeczka miodu, cynamon - 220 kcal.

Zdjęcie kiepskie, ale smakowało pysznie :D

4. Podwieczorek - 17:00

Schrupane dwie duże marchewki - ok. 60 kcal

5. Kolacja - 21:00 (znowu tak późno, ale to wszystko przez świąteczne pieczenie ;) )

ZOTT jogurt naturalny 180g, musli czekoladowe (benus) 20g, cynamon - 195 kcal

RAZEM - 835 kcal. (impreza)

Tak, wiem, dalej mało. ALE:

- popołudniu dużo gotowałam z mamą więc było też troszkę próbowania - tu troszkę migdałów, tam jakaś śliwka w kompocie, odrobinka masy makowej, spróbowanie lukru czy smaczny.. do 900 kcal pewnie doszło ;)

- tak naprawdę kiedy wczoraj wieczorem planowałam menu, to kalorii miało być mniej. Dopiero  dzisiaj po południu zorientowałam się, że w moim podbijaniu kalorii nie chodzi o to, żebym doszła np. do tych 800 na dzień I ANI JEDNEJ WIĘCEJ. Przez połowę dnia obliczałam i zmieniałam jadłospis 10 razy, żeby wyszło równiutko 800 kcal i ani jednej więcej.. ale to nie powinno przecież tak wyglądać! 800 kcal to DALEJ NIC, czym to się różni od dni, w których jadłam ich 750? 730? Co to jest, jeden gryz kanapki więcej? Kilka gram kakao więcej? MUSZĘ zmienić sposób myślenia, MUSZĘ starać się bardziej, CHCĘ być zdrowa! Nie mogę panicznie bać się dodać 30 kalorii do jadłospisu, bo gdzie tu normalność, gdzie tu jakakolwiek rekonwalescencja..?

Kurczę, czuję się bardzo zmotywowana do walczenia o siebie. I wierzę, że mi się uda, nieważne jak ciężko będzie i ile mi to zajmie - w końcu będę zdrowa!

Żeby zakończyć ten wpis pozytywnym akcentem, zobaczcie, jakie cudo dziś wyczarowałam z mamą - babka cytrynowa z przepisu Ewy Wachowicz, jeśli by kogoś zainspirowała :D Babka to definitywnie moje ulubione ciasto wielkanocne! Oczywiście musiałam podliczyć przepis i wyszło mi, że jeden kawałek bez lukru to jakieś 220 kcal.. ale wiecie co? Jestem przekonana, że w te święta na jednym kawałku tej piękności się nie skończy :)

Ale ten zielony lukier kiepsko osiadł, zastygł zdecydowanie za szybko, cięzko było z nim pracować!

  • Dietka54

    Dietka54

    21 kwietnia 2019, 17:19

    Walcz dalej, może spróbuj przestać tak wszystko wyliczać ? Wiem, że będzie baardzoo ciężko, ale może np. najpierw jeden posiłek bez liczenia za jakiś czas drugi. Coś na co masz ochotę, nie myśląc o tym tyle. Wiem,ze ciężko się przestawić i na sama myśl mózg krzyczy. Ale to tylko myśli, możesz z nimi wygrać. No i jedz coraz więcej, ale to już doskonale wiesz :)