Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
28.04 / 29.04


Menu z 28.04 (bez żadnych zdjęć bo oprócz śniadania wszystko w pracy..)

1. Śniadanie - ok. 9.00

Płatki owsiane górskie (55g), łyżeczka miodu + przekąszone w międzyczasie plaster szynki z piersi kurczaka i śliwka suszona - 271 kcal.

2. Obiad - 16.30

ZOTT jogurt naturalny (180g), musli wielozbożowe pełnoziarniste (Benus, 20g) - 193 kcal

3. Kolacja - 20.00

Wafle jaglana z solą morską (23g) - 85 kcal

Razem - 549 kcal

-------------------------------------------------------

Dzisiaj starałam się już jeść trochę lepiej, ale i tak było ciężko. Po tym weekendzie moja motywacja do odżywiania całkowicie spadła, więc nie wiem co będzie dalej :/

Przeraża mnie zbliżająca się majówka i ilość spotkań ze znajomymi/rodziną... kiedyś bardzo je lubiłam, ale teraz tak naprawdę nie sprawia mi to przyjemności. Dzisiaj moi znajomi wyszli wieczorem na miasto, a ja nawet nie miałam ochoty z nimi iść, chociaż jeszcze kilka miesięcy temu byłam naprawdę duszą towarzystwa. Na pierwszym roku było mnie wszędzie pełno - byłam na każdej imprezie, każdy mnie znał, ogólnie bardzo fajny i rozrywkowy czas :) Moje problemy z jedzeniem zaczęły się na początku drugiego roku (ale to długa historia na inny post hah), i teraz na imprezach w sumie to nie bywam. Nie żebym miała też na nie jakoś szczególnie czas teraz (studia + staż + praca), ale trochę mi tego brakuje. Z drugiej strony w tym momencie nie wyobrażam sobie w ogóle brania udziału w jakiejkolwiek imprezie - alkoholu nie piję (kaloryczny), na mieście też nic nie jem. Od kilku ostatnich tygodni wychodzę w sumie tylko na czarną kawę. Jutro właśnie widzę się ze znajomym, nie udało mu się przekonać mnie na piwo, musi wystarczyć kawa :D 

No ale nic, to taka moja dygresja, oto dzisiejsze menu. Rano wstałam pełna zapału i przygotowałam posiłki, w połowie dnia ogarnęła mnie straszna niechęć i bezsilność (nawet na basen nie poszłam :/ przynajmniej chodziłam dużo), ale z kolacją spróbowałam znowu powalczyć i dobić trochę tych kalorii.

Dzisiejsza waga rano - 47 kg (swinia)

1. Śniadanie - 6.00

Płatki ryżowe błyskawiczne (40g), pół łyżeczki kakao, kostka gorzkiej czekolady - 181 kcal

2. Śniadanie - 10.30

Mus Kubuś baby jabłko/brzoskwinia (90g) - 39 kcal

Chyba najlepsze dietetyczne odkrycie!

3. Lunch - 12.30

Pomidorki koktajlowe (80g), ogórek zielony (60g), rzodkiewki (5 sztuk - jakie ostre były! Daawno na takie na trafiłam) - 45 kcal

4. Obiad - 15.00

ZOTT jogurt naturalny (180g), musli wielozbożowe pełnoziarniste (Benus, 25g) - 211 kcal

5. Kolacja - 20.00

ZOTT jogurt naturalny (180g), płatki zbożowe (Sante Fit - żurawina & borówka & owoce goji, 40g), 2 kostki gorzkiej czekolady - 304 kcal.

I znowu kolacja praktycznie największa, eh

Dzisiaj kupiłam te płatki Sante po raz pierwszy i muszę przyznać że całkiem niezłe, chociaż odzwyczaiłam się już od takich :)

Razem - 780 kcal

(Chociaż podjadłam jeszcze trochę warzyw na patelnię, może do 800 dobiło)

Eh, idę zaraz spać, jestem dzisiaj strasznie zmęczona fizycznie (3 dni w pracach po 12-14h) i psychicznie (czemu???/ nie wiem)

+ wiem że kiepskie zdjęcia, postaram się podciągnąć moją grę! Wydaje mi się, że jak zaczynałam dokumentować do pamiętnika to były trochszkę lepsze, muszę się bardziej postarać xd

  • Dietka54

    Dietka54

    30 kwietnia 2019, 19:09

    Strasznie się krzywdzisz i przykro mi z tego powodu. Wiem jednak, ze co bym tu nie napisala to za bardzo już w to zabrnełaś i mi nie uwierzysz. Ale poszukaj pomocy proszę, bo po prostu szkoda życia, które możesz spędzić zupełnie inaczej.

  • SzczesliwaJa

    SzczesliwaJa

    30 kwietnia 2019, 11:47

    Ten pamiętnik to światełko w tunelu, że widzisz problem. Ale jeszcze potrzebne jest rozwiązanie. Zobacz jak wiele z życia zaczyna Cię omijać: np. wspólne wyjścia ze znajomymi, masz co raz mniej energii, nie poszłaś na basen, czy gdzieś jeszcze. Do tego dużo pracujesz. Zostaje w głowie natrętne myślenie o jedzeniu, do tego żeby nie przytyć i diabelski głos, że przecież nie masz problemu i wszystko gra. Jak będziesz ważyć 35kg (jeśli dożyjesz) to dalej będzie Ci mówił, że jest dobrze. Dopiero umierając z wygłodzenia zorientujesz się, że cholernie dałaś się wkręcić i zmanipulować... Pamiętam jak kiedyś oglądałam program o anorektyczkach i ojciec jednej z nich, która niestety nie przeżyła ze swoją "wymarzoną sylwetką", powiedział że ona chciała jeść, ale diabeł w jej głowie nie pozwalał... Wyrwij się z tego, wyzwól! Idź po pomoc do psychiatry czy psychologa. Rodzina, czy przyjaciółka nie są specjalistami. Mogą różnie zareagować, a nawet zamiast pomóc zaszkodzić, czy zbagatelizować. Jak specjalista Cię "wyśmieje", to szukaj innego. Potrzebujesz profesjonalnie wyciągniętej ręki, która wie jak pokierować. Jeśli teraz nie skorzystasz, nie wiesz co będzie dalej, co będzie za rok? Rok temu nie miałaś pojęcia, że możesz mieć takie zaburzenia jedzenia. Nie, ja nie chcę żebyś była gruba tak jak ja. Chcę żebyś była szczupła i zdrowa. Nie wychudzona i zagłodzona, bez energii, a niedługo może bez chęci do życia, odwrócona od znajomych i rodziny. Bo oni nie będą Cię rozumieć i wciskać żarcie. Sama, słaba, wykończona, wyniszczona, ale za to chuda jak diabli. Tego chcesz?