Pierwszy grzech cięzki i to ledwo po starcie. Pojechaliśmy koło 11 z młodym lat 5 do fryzjera. O litości w męskim w sobotę kolejka jak w mięsnym :D po godzinie podreptaliśmy na mały shopping żywieniowy a przy okazji w tesco wpadła mi w ręce cudaśna kurtka... piękna.
Młody coś mamrocze, że ma pieniążka od dziadków i chce do Mc Donalds, no ok... raz na czas można happy meal kupiony i kawa do tego. Zegar nie miłosiernie woła, że 14:00, bardziej żołądek... którego rozwścieczył zapach frytek...
Mały po chorobie, więc "musiałam" wypić za niego tego małego shake, a tych trzech nagetsów też szkoda wyrzucać... Zjadłam... No cóż... asertywna to ja nie jestem... ważenie w poniedziałek... buuu Jak zwykle syn wyszedł z tego dobytku tłuszczu zdrowszy o mus owocowy, kilka frytek i zabawkę!
Menu na dziś:
8:30 kawa z mlekiem
9:00 jajecznica z 2 jaj, kromka chleba, pół pomidora
14:00 shake + 3 nuggetsy
15:00 chochelka rosoły + 1 ziemniak, bitka wołowa, ziemniak, czerwona kapusta, herbata
18/19 planuję jakiegoś banana zmiksować z mlekiem, bo coś zjeść muszę (chcę) a wiem, że przez grzeszki na nic pożywniejszego pozwolić sobie nie mogę.
Buziaki
zurawinkaaa
2 lutego 2019, 22:48Te grzeszki to takie malutkie :) nie przejmuj się :) pozdrawiam
nadia.gets.fit
2 lutego 2019, 20:35Żebyśmy wszyscy odchudzający się tylko takie małe grzeszki mieli :)