hejka....
moje menu prawie udało się zachować, ale lekko uległo modyfikacji:
obiad: kuskus z cukinią, fasolką i papryką, a do tego troszkę pieczonego indyka skubnęłam... mniam
podwieczorek: 150 g winogron i małe jabłko (100g)
kolacja: ledwie do niej dotrwałam taki dziś głodomór jestem>>> jogurt pitny z suszoną śliwką i musli.... pychota...
mężuś wróci dopiero nad ranem więc dziś Fajerwerków w sypialni nie będzie niestety...
myślę i dumam nad jutrzejszym obiadem i dalej nie wiem co i jak.... mam upieczone udo indycze.... do tego może ziemniaczki takie pieczone w ziołach.... i surówka z selera???? czy pekińska z sosem czosnkowym.... a może buraczki na ciepło???? czy z chrzanem na zimno?????
zawsze to samo, gdy mężuś wraca po kilku dniach z trasy tak bardzo mu chcę dogodzić, że nie mogę się zdecydować....
ciekawe co waga jutro odpierdzieli??? czuje się jak w jakiejś tragikomedii..... czemu ta walka z kilogramami z reguły skazana jest na przegraną.... nie oszukujmy się, większość z nas polega.... część po osiągnięciu celu przegrywa z jo jo..... to nie fair!!!
no dobra: DAMY RADĘ!!!!! JA DAM RADĘ!!!!! NA BANK TYM RAZEM DAM RADĘ!!!! EFEKT JO JO WYPIERDZIELAJ, BO JA NIE DAM SIĘ!!!!!
kobieta1964
17 października 2012, 09:37Wracając do zupy z soczewicy, to rzeczywiście taka trochę grochówkowata jest :) Twoje menu super, a co do surówek to zrób każdej po trochę jak masz czas i zaserwuj zestaw. Pozdrawiam :)