Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Wojownik na froncie


Wczoraj to było jedno, wielkie, grube i leniwe Nie chce mi się iść na trening. 
I zaczęły się wymówki, że gorąco, że zły humor, że w pracy dużo pracy, że grzbiet mnie boli, krowa się cieli, a trawa zielona. 
I nawet już rano napisałam wiadomość do trenera, że nie przyjdę. Ale potem wysłałam drugą, że jednak przyjdę. O 13:00 miauczałam jak kot w rui, że nie pójdę i że mi się nie chce. O 17:00 że życie jest niesprawiedliwe. O 18:00 wbiłam gruby tyłek w legginsy, zapakowałam butki i wpakowałam się w samochód. Było po prostu milion stopni na zewnątrz i jeszcze korek na Placu Grunwaldzkim. Jak dojechałam do studia to jedyne o czym marzyłam, to żeby pójść pod prysznic. 
Ale zrobiłam ten cholerny trening na maksa ile mogłam, a Paweł zadbał bym nie wyszła z nadmiarem sił z sali. 
Trzeba siebie samego przycisnąć i wymagać od siebie więcej, bo potem rosną takie grube buły jak ja.

AHO!

  • equsica

    equsica

    14 sierpnia 2020, 23:20

    O tak.. najgorsze jest zawsze to żeby wstać i wyjść...

    • Zooma

      Zooma

      16 sierpnia 2020, 06:14

      A potem to już śmiga... :)

  • w.newlive

    w.newlive

    14 sierpnia 2020, 19:24

    Brawo! Najgorzej jest wstać, ale jak już się zacznie to się zrobi, a jaka dumą z Siebie później! 🥳💪 Ale ten gorąc taaaak, to zdecydowanie zniechęca 🙉🤣

    • Zooma

      Zooma

      16 sierpnia 2020, 06:14

      Dokładnie! :)