W sumie jakby nie patrzeć, z której strony by nie zaglądać to weekend był jedną wielką porażką.
Planowany wypad w góry nie wypalił z przyczyn wyższych.
Dieta jakoby trzymana,jednakże wczoraj pochłonęłam chyba z tuzin ciastków,na całe szczęście dla mnie i dla współbiesiadników owsianych,więc założę teoretycznie,że są zdrowe i krzywdy mi nie zrobiły,choć brzuchol mam dziś wielki,jakbym była w 7 miesiącu ciąży i to z bliźniakami
Ruchu wielkie zero,spędziłam dwa dni leżąc przed kominkiem,zapakowana w koc jak w kokon,oglądając durne programy w telewizji o odchudzaniu i wyglądaniu 10 lat młodziej
A co najgorsze zepsuł się mój ukochany samochodzik i obawiam się,że za tego życia to ja go już nie naprawię
No cóż trza zacisnąć pasa i zacząć poważne oszczędzanie hehe tosz to teraz dopiero będę mieć dietę hehe o chlebie i wodzie
Dobra wracam do pracy,bo od rana taki zajob,że dopiero teraz dałam radę coś pochłonąć,poczytam Was wieczorem,a do tego czasu miłego
malgorzatalub48
2 sierpnia 2011, 15:34Jak ja by, chciała żeby mi w końcu też ta waga drgnęła. Życze dalszych sukcesów w pozbywaniu się zbędnego balastu. Fajny pamiętnik.
ewellinaa
1 sierpnia 2011, 20:43ach te jedzenie w weekendy..i te programy na TLC..trzeba z tym skończyć..programy zostają, ale jedzenie...z umiarem.. jak się zacznie dużo jeść to później trudno skończyć.. 3maj się :)