Temat: ciąża - planowana czy przypadek?

Dziewczyny, zarzucam całkiem luźny temat.. 

Ciekawa jestem ile z Was planowało swoją ciążę, a dla ilu to była typowa "wpadka". Jak Wam się udało "przeorganizować" swoje życie?
Ostatnio rozmawiałam z kilkoma osobami, większość mi powiedziała, że świadomie by się nie zdecydowała, bo zawsze coś.. No i w sumie ja jestem w tej właśnie grupie.. Nie, bo kolejne studia. Nie, bo nowa praca. Nie, bo nie takie mieszkanie. I milion innych nie, bo.... 
Wiem, że w końcu przyjdzie mi się zmierzyć z tym tematem i moim partnerem (który de facto by już dziś chciał się starać o dziecko), ale ja czuję, że nie jestem i nigdy nie będę gotowa na dziecko... 
Może jestem głupia, ale mnie się to kojarzy tylko z ograniczeniami... 

Nie mamy wszystkiego. Niewiele oszczędności, cały czas odkładamy na wkład własny, wynajmujemy mieszkanie. 

Ale dziecko planowaliśmy, 2 lata starań. Może jakby przyszło to od tak, to bym była jakaś zmartwiona czy zestresowana. Ale jak to były tyle nerwów, stresu, badań, to naprawdę jest to już tylko wielkie szczęście. 

Kiedyś myślałam tak samo. Ograniczenie i nic więcej. Jednak jak już zaczęłam chcieć, najpierw tylko trochę, a potem wszyły problemy, to już nawet nie było takiego myślenia. 

My się zdecydowaliśmy całkiem świadomie. Po ślubie, przeanalizowaniu wydatków, obecnego miejsca w życiu wychodzi na to, że to dobry moment. 
Niestety zaszłam w pierwszym cyklu co było szokiem, no i niestety poroniłam* 
I teraz jesteśmy jeszcze pewniejsi tego, że chcemy i, że jesteśmy gotowi. Mimo, że pierwsze reakcje były "borze zielony wszystko się zmienia, nie mogę pić 4 kaw dziennie, nie mogę intensywnie ćwiczyć, nie wyjadę w najbliższych latach w wysokie góry, nie opiję trzydziestki..." :) Za to teraz mam kilka miesięcy żeby przygotować swój organizm do takiego wysiłku i staram się zdrowo prowadzić i ćwiczyć ;) 

*współczuć nie trzeba, nie boli mnie to bo uważam to za dobór naturalny ;) 

Zdecydowalismy się na dziecko po przeanalizowaniu wszystkiego, też odkładamy na własny dom, ja nie mam zapewnionego powrotu do pracy ani pewnej pozycji zawodowej. Byłam w takim momencie, że umowa kończy mi się pod koniec roku, a była to praca typowo rozpoczęta na studiach, nic poważnego. Stwierdziliśmy, że albo teraz, albo będziemy musieli poczekać jeszcze z 2/3 lata zanim znajdę "porządną" pracę, dostanę w niej umowę itd. Oboje zdecydowaliśmy, że nie chcemy tyle czekać i damy sobie rade. Ku naszemu zaskoczeniu udało się w pierwszym cyklu, a podeszliśmy do tego raczej na spokojnie, że odstawiamy zabezpieczenia i będzie co będzie :) 

Jedna i druga ciąża planowana. Aczkolwiek a) nie miałam instynktu b) nie lubiłam dzieci, ale wiedziałam, że kiedyś chcę je mieć. Plany były zawsze na po 30stce, więc mieliśmy obydwoje ustabilizowaną sytuację mieszkaniowo-pracową. Urodziłam mając 32 i 34 lata. Prawdę powiedziawszy wśród moich znajomych nie ma dzieci z wpadek, wszystkie lub prawie wszystkie były planowane.

Podziwiam Was dziewczyny, serio.. 
Ja na samą myśl pieluch, słoiczków, pierdolniczków mam mdłości.. Do tego brak kogoś do pomocy. Do tego nie wyobrażam sobie siedzieć w domu, a nie w pracy... NO BO JAK TO?! Do tego rozpoczęte "studia".. No i brak wolności, tylko organizacja życia pod dziecko.. Brak stałego lokum (własne mieszkanie wynajmujemy, a mieszkamy na wynajętym - tak pogmatwane, ale ułatwiające nam życie), w międzyczasie zbieramy na dom..  

Ogólnie dla mnie dwie kreski = przerażenie.. Wiem, że mój partner by był najszczęśliwszy, ale nie chcę go uszczęśliwiać swoim "sama nie wiem czy to szczęście czy już nie szczęście"..

A ile masz lat?

angelitoo napisał(a):

Podziwiam Was dziewczyny, serio.. Ja na samą myśl pieluch, słoiczków, pierdolniczków mam mdłości.. Do tego brak kogoś do pomocy. Do tego nie wyobrażam sobie siedzieć w domu, a nie w pracy... NO BO JAK TO?! Do tego rozpoczęte "studia".. No i brak wolności, tylko organizacja życia pod dziecko.. Brak stałego lokum (własne mieszkanie wynajmujemy, a mieszkamy na wynajętym - tak pogmatwane, ale ułatwiające nam życie), w międzyczasie zbieramy na dom..  Ogólnie dla mnie dwie kreski = przerażenie.. Wiem, że mój partner by był najszczęśliwszy, ale nie chcę go uszczęśliwiać swoim "sama nie wiem czy to szczęście czy już nie szczęście"..

Ja tak miałam długo, długo ;) Niektóre kobiety najbardziej na świecie marzą o urodzeniu dziecka, u innych jest to "kiedyś bym chciała" i kiedyś to przychodzi ;) Moim zdaniem nie ma co tego przyspieszać. 

My uznalismy, ze nie ma sensu rozkladac tego na czynniki pierwsze. Oboje mamy stala prace, zarabiamy nienajgorzej, bylismy po slubie. Troche sie balam jak to bedzie, ale potem wyszly problemy z zajsciem w ciaze i byc moze nigdy nam sie nie uda. Dlatego teraz juz nie mam zadnych watpliwosci i chciałabym żeby po prostu się udało. I wiem ze czasami nie ma sensu starac wszystkiego scisle planowac.

ConejoBlanco napisał(a):

A ile masz lat?

Skończyłam 29 lat. Nigdy nie chciałam mieć dzieci, zero instynktu, czegokolwiek..