Znajomi (4)
O mnie
Informacje o pamiętniku:
Odwiedzin: | 18765 |
Komentarzy: | 71 |
Założony: | 20 lutego 2011 |
Ostatni wpis: | 23 lipca 2025 |
Postępy w odchudzaniu
Masa ciała
No i jest pt - jestem zadowolona z przebiegu diety. Mam 63 i jest pt. Teraz spylam na weekend do WRO. Bede dopiero w pon spowrotem.
A moje jedzenie na dzis wyglada tak:
7:30 - kanapka z topionym (150kcal)
10:30 - dwa krakersy (100kcal)
12:30 - salatka grecka wlasnej roboty(150kcal)
15:30 - ciasteczko zbozowe (100kcal)
19:00 - jakies jedzenie w knajpie - ale sie postaram zeby to bylo cos odpowiedniego :) (500kcal)
Oki - mam duzo pracy. W pon mam nadzieje ze znajde troche wiecej czasu na pisanie.
Ta waga spada jak szalona, troche dziwnie - bo w sumie wczoraj zjadlam serio sporo. Ale to japonskie jedzenie nie jest chyba takie tluste. Zrobilam wczoraj 22,4 km na rowerze. Korzystam z aplikacji na telefon ogarniajacej moje sportowe wyczyni i zapisalam sie na "wyzwanie". Razem z 12 tysiacami innych ludzi rywalizujemy o to, kto przejedzie wiecej marcu i kwietniu - czyli akurat do konca postu :) Oczywiscie nie mam szans byc w top10 - ale moj cel to byc w top2000. Na razie mam mniej wiecej pozycje 2600 - oczywiscie to sie zmienia caly czas. Ale mysle ze w marcu bedzie latwiej. Bedzie fajniejsza pogoda i dluzszy dzien:)
Mialam napisac o weekendzie - no to wybieramy sie troche do Gliwic troche do Wrocka i z tego powodu: po pierwsze, weekend nie bedzie rowerowy; po drugie, jedzenie moze byc troche na opak - ale postaram sie wszystko zapamietac/zapisac i zdac relacje po przyjezdzie. Moj Najwspanialszy Czlowiek na Swiecie bedzie wspieral - bo on tak ma (na szczescie :)), wiec nie bedzie tak strasznie ciezko.
A teraz jezeli chodzi o dzisiejsze jedzenie - jest tak:
8:00 - kanapka z serem (tym razem topionym - ale zapasy juz sie koncza; mysle ze do srody przyszlego tyg bedzie juz bezserowo) - 150kcal
10:30 - mandarynka i czipsy z marcheki - 120kcal
12:30 - goracy kubek i pare grzanek - 100kcal
15:30 - mandarynka - 100kcal
19:00 - obiadek (selerowe kotlety i puree ze szczypiorkiem, do tego fasolka szparagowa) - 500kcal
Obiad jest tak pozno bo Moj Czlowiek musi zostac w pracy do okolo 19. Ale dzieki temu bede miala czas sie wyzyc troche rowerowo - o ile nie spadnie snieg.
Policzylam i mam 43 dni. Wczoraj sie pilnowalam z jedzeniem - serio - nie bylo nic wiecej niz to co napisalam. A obiad byl duzy i mial z 450-500 kcal. Niestety nie bylo zadnego rowera ani nic - ale to dlatego, ze przedwczoraj przebilam opone i dopiero wczoraj ogarnelismy mojego czerwonego demona :)
Dzisiaj bedzie troche inaczej. Bo jest pierwsze planowane odstepstwo od diety. Ide do fajnej japonskiej knajpeczki na "jesz ile chcesz". Ale nie bede jadla obiadu o 18. Wiec jedzenie bedzie wygladalo tak:
7:30 - kromka (bez masla) z serem - jeszcze wyjadamy sery z lodowki, ale juz nie bedziemy kupowac (150kcal)
10:30 - mandarynka (100kcal)
13:00 - resturacjowe jedzenie (800kcal)
18:00 - mandarynka (100kcal).
No to troche przekrocze norme - ale bez tragedii. Na dodatek przyjechalam do pracy rowerem wiec bedzie 9,5km a to tez okolo 250kcal spalone. No i jezeli pogoda dalej bedzie przyzwoita postaram sie jeszcze zrobic 13km - to razem bedzie z 600kcal - czyli powiedzmy ze ogarne to niestandardowe jedzenie w ten sposob.
Dzisiaj rano waga pokazala 63.4kg, jest dobrze. Fajnie by bylo, gdybym jutro rano miala tyle samo albo troche mniej. Bo gdybym w pt miala 63.0 to oznaczaloby ze pierwszy kg zszedl. I jest szansa ze za 3 tyg bedzie ponizej 60, bo to byloby moje najwieksze szczescie. Ale zobaczymy. Bo ten weekend mam wyjazdowy - ale o tym moze jutro a moze pozniej :)
Szlo szlo i zdechlo. No coz, bywa. Od pazdziernika idzie tylko w gore. No i wym sposobem znowu mam 3,5 kg wiecej. Dlatego postanowilam ze przez tych 40 dni wezme sie za siebie. Cwiczen za duzo nie przewiduje, ale mam nadzieje ze srednio 8km na rowerku zrobie. A jezeli bedzie dzien bez rowera to postaram sie albo o 10-20 min na steperze, albo o 1h spaceru. Duzo to nie jest ale przynajmniej troszke ruchu bedzie.
A jezeli chodzi o jedzenie - w zeszlym roku - tak do pazdziernika serio jadlam bardzo regularnie i odpowiednio i bylo widac efekty. Super sie czulam, mialam na wszystko ochote i bylo fajnie. Do Swiat jeszcze jakos mniej wiecej tego pilnowalam, ale od poczatku tego roku juz wszystko szlag trafil. Dlatego pora sie zabrac.
Genaralnie nie jemy w domu miesa, wiec przynajmniej tlusty boczek moze byc od razu wykluczony z diety. Jemy za to bardzo duzo serow, i wlasnie postanowilismy z tego tez zrezygnowac. Czyli moje posilki wygladaja tak:
7:30 - kromka chleba (bez masla) z pasztetem sojowym/szynka sojowa/pasta tunczykowa/pasta jajeczna/pasta z boczniaka/paprykarzem vegee (150kcal)
10:30 - mandarynka/jablko/gruszka/owoc jakis (100kcal)
12:30 - goracy kubek + grzanka (100kcal)
15:30 - mandarynka/jablko/gruszka/owoc jakis (100kcal)
18:00 - obiadek: jemy bardzo roznie, ale postaram sie, zeby to bylo kolo 400kcal.
Czyli dieta powinna byc na okolo 850kcal - ale pewnie w rzeczywistosci bedzie to 1000.
Oczywiscie mam pare "wyjsc jedzeniowych" w tym czasie. Ale postanowilam nie swirowac. I normalnie sobie zjesc cos dobrego w fajnej restauracji i nie jesc potem obiadku w domu.
No i w ogole postanowialam pisac codziennie (w miare mozliwosci) do 28 marca. I moj cel to 28 marca najpozniej miec ponizej 60. Czylko mam 4,2kg do schudniecia w 44 dni. Chyba do zrobienia :) Tylko musze sie sprezyc i wytezyc :) No to do dziela.
I znowu maly powod do dumy :) Jest ponizej 61. A dokladnie 60.9. Kolejny cel - to 59.9 do 5 pazdziernika. Zobaczymy jak bedzie bo chyba idzie mi dosc opornie. Przeanalizowalam sobie dzisiaj moje postepy i schudlam tylko 4.4 kg w ciagu roku. To chyba nic takiego. W sumie pierwszy raz w zyciu schudlam. Bo generalnie zawsze sobie pomalutku tylam. No ale jezeli dalej w takim tempie bede sie odchudzac to na moja 30. bede miala mega wymarzona wage - czyli wage mojej kumpeli, ktora wg mnie wyglada idealnie. Ale to jest tak mega dlugoterminowy plan, ze sobie nawet o nim za bardzo nie mysle. No ale w sumie nigdzie mi sie nie spieszy. Jedynie szkoda, ze nikt nie powie "WoW, ale ty ostatnio schudlas!!!", no bo to nie jest ostatnio, i kazdy sie przyzwyczaja ze sie tak pomalu chudnie. Ale i tak fajnie bedzie kiedys powiedziec, ze sie wazylo 10 kg wiecej i juz sie nie wazy. Ja juz w sumie moge powiedziec ze mam 7 mniej :) Teraz jakos mi tak trudno z odchudzaniem. I jak do 5. bede miala kg mniej to .... nie wiem co. W nagrode kupuje sobie nowe bikini. Bo 10. jade na wakacje i mogloby sie przydac :)
Mam nadzieje ze tu wkrotce zajrze :)