Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

W końcu wzięłam się za siebie! :) Nie ma marudzenia, nie ma wymówek - trzeba działać! Znalazłam prezent od kumpeli z LO. Dostałam tego słonika na dowód, że różowe słonie istnieją, zwłaszcza takie z czerwonymi kokardkami ;D To mój prywatny symbol na to, że nie ma rzeczy nie możliwych ;) W kwestii odchudzania również.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 171345
Komentarzy: 2560
Założony: 30 października 2012
Ostatni wpis: 4 lipca 2025

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
kawonanit

kobieta, 38 lat, Warszawa

163 cm, 71.70 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

23 października 2015 , Komentarze (10)

21.10.

Kasza jaglana z jogurtem i truskawkami, sezam. Papryka z rzodkiewką.341 kcal.

Kanapki z masłem, jedna z resztką paprykarza, dwie z żółtym serem i pieczonym schabem. 439 kcal.

Domowa pizza z kiełbasą żywiecką z indyka, cebulą, papryką i ogórkiem kiszonym. Z sosem pomidorowym i żółtym serem oczywiście ;) 447 kcal.

A na kolację skusiłam się na drugi kawałek :D 447 kcal.

Razem: 1673 kcal. (B 86 g. W 197 g. T 57 g.)

22.10.

Jajecznica z kanapkami - 495 kcal

Śledź w oleju z chlebem i ostatnim ostałym ogóreczkiem.... 526 kcal.

Spaghetti z mięskiem mielonym, feta. 749 kcal.

Iiiii... popróbowałam wczoraj trochę regionalizmów :p

Żadne z nich nie zachwyciło mnie na tyle, żeby się zaprzyjaźnić na dłużej :(

Może to i dobrze? :? (smiech)

Wyszło jakieś 588 kcal.

Razem: 2357 kcal. (B. 103 g. W 204 g. T 84 g.)

21 października 2015 , Komentarze (9)

Ryż z jabłkiem, cynamonem i imbirem na ciepło, słonecznik, pół jogurtu. Marchewka, burak, seler. 362 kcal.

W związku z tym, że dzień mi się trochę poprzestawiał, na 2 śn. postanowiłam zjeść coś konkretniejszego, więc padło na pesto z bazylii. 

Pesto i sałatka. 613 kcal.

Potem był długaśny spacer, a po nim, ok. godz. 17:

Grzanki z żółtym serem, ze schabem, przecierem pomidorowym, cebulką i ogórkiem. Plus kubek barszczu. 406 kcal.

Nagle zrobiło się późno, a ja taka pojedzona, więc aby dobić do jakiejś godnej kaloryczności, co zrobiłam?

Ano zeżarłam ostatni kawałek sernika (smiech) 252 kcal.

Razem: 1768 kcal. (B. 66 g., W 233 g. T. 60 g)

*** A w związku z tym, że jestem tutaj do tyłu o jeden dzień i zaczyna mnie to denerwować, oto jedzonko wczorajsze:

Kasza jaglana z jogurtem i śliwkami, sezam. Seler, marchewka, burak. 321 kcal.

Śledź w pomidorach, 2 kromki chleba, ogórek kiszony, rzodkiewki. 390 kcal.

Pierogi ruskie ze śmietaną. Papryka i słonecznik na deser ;) 569 kcal.

Omlet z dwóch jajek. W złożeniu jest żółty ser i schab. Sałatka. 366 kcal.

Razem: 1645 kcal. (B 77 g. W. 160 g. T 73 g.)

20 października 2015 , Komentarze (6)

Kanapki z masłem, serem żółtym, schabem pieczonym i warzywka jak widać. 521 kcal.

Sernik. 332 kcal.

Kurczak ze szpinakiem, ryż, feta. 489 kcal.

Barszczyk z jajem (a raczej dwoma :D) 354 kcal.

Razem: 1696 kcal. (B. 110 g., W 157 g. T 68 g.)

19 października 2015 , Komentarze (9)

Sadzone z plasterkiem schabu pieczonego, cukinia i 2 kromki chleba orkiszowego, którego zapomniałam pacnąć na talerz do zdjęcia... ;) 433 kcal.

Zupa fasolowa. 247 kcal.


Szalenie nieapetycznie wyglądająca zapiekanka... Cóż... rozwaliła się przy wyciąganiu (jak zawsze) no i trochę przekombinowałam z sosem (szkoda było mi zostawiać łyżkę śmietany w pudełku, więc dałam za dużo do dania :| przez co straciła na kolorze i smaku niestety, bo śmietana złagodziła aromat przypraw :(). Makaron razowy rurki, mięsko mielone z cebulą, żółty ser. W sosie - jajko, przecier, śmietana, przyprawy, woda. 656 kcal.

Iiiiii.... :D

Namysłów x 2 :p 440 kcal.

Razem: 1776 kcal. (B 103 g., W 106 g. T 63 g.)

18 października 2015 , Komentarze (6)

Jajecznica z cebulką i żółtym serem, 2 kromki chleba, pomidor. 503 kcal.

Sernik. 332 kcal.

Kanapki z paprykarzem (z wędzonej makreli), marchewka. 267 kcal.

Gotowany morszczuk, kotlety gryczane z twarogiem, cukinia, sos musztardowy. 458 kcal.

Zupa fasolowa. 185 kcal.

Razem: 1745 kcal. (B 117 g. W 191 g. T. 56 g. )

17 października 2015 , Komentarze (5)

Ryż z truskawkami, sezamem i jogurtem, marchewka - 385 kcal.

Na przekąskę miałam słonecznik łuskany i sok pomarańczowy - 273 kcal.

2 kromki z paprykarzem (użyłam makreli wędzonej), papryka - 344 kcal

Na obiad pierogi ruskie z łyżką śmietany, które nie doczekały sie zdjęcia ;) - 428 kcal.

No i zupa pomidorowa z pęczakiem i jajkiem - 331 kcal.

Razem: 1759 kcal. (B 73 g., W  256 g. T 45 g.)

16 października 2015 , Komentarze (16)

Musli, które nareszcie mi się skończyło (dorwałam takie bez cukru, ale z ogromną ilością bakalii - było zdecydowanie zbyt słodko jak na mój gust) z jogurtem naturalnym. Marchewka z papryką. 538 kcal

Zupa z resztek (włoszczyzna, papryka, kapusta pekińska, ciecierzyca, na wywarze spod pieczenia schabu). Z zupami mam gigantyczny problem, nie wiem jak ustalić kaloryczność wywaru, więc sugeruję tym, co jest na różnych kalkulatorach. Teoretycznie taka porcja ma mieć 278 kcal.

Ciasto czekoladowe z buraków. 214 kcal.

Kotlety z kaszy gryczanej z twarogiem, zielona fasolka i sos pieczarkowy. 249 kcal.

Omlet z 3 jajek, w środku jest plasterek pieczonego schabu i żółtego sera. 396 kcal.

Razem: 1675 kcal (troszki brakło :p), B 114 g, W 138 g., T 69 g.

15 października 2015 , Skomentuj

Jeden pomysł ma rozwiązać kilka "problemów" ;) Zdecydowałam się na foto menu z kilku powodów.

1. Wiem, że jak będę musiała zrobić zdjęcie z zamiarem wstawienia go w pamiętnik to postaram się, żeby znalazły się w nim jakieś warzywa. Bo roboty to nie jest dużo, ale tak strasznie drażni mnie obieranie, krojenie, częste wsadzania łap pod bieżącą wodę... no, bez czarowania, warzywka chętnie zjem o ile mi je ktoś przygotuje. A jak będzie zdjęcie, to może nie tyle chęci będą większe, co raczej mobilizacja ambicji, bo przecież powiedziałam, że moje posiłki zawierają warzywa :D 

Bo warzyw jem za mało :( Od dawna o tym wiem, ale teraz ciałko zaczęło protestować (najpierw przeziębienie, potem dwa jęczmienie na jednym oku, teraz zajady...) i nie mogę tego faktu dłużej ignorować.

Czyli akcja Jem warzywa :)

2. Staram się prowadzić dziennik z wyliczeniami kalorycznymi. I wszystko pięknie ładnie, teoretycznie mam tam już kilka fajnych jadłospisów, ale w związku z tym, że nie mam wagi w oczach i wbrew temu co myślałam, nie nauczyłam się jednak organoleptycznie szacować wagi jakiegoś kotleta - potrzebuję wizualizacji. Przy zdjęciu posiłku będzie adnotacja kaloryczna. Prościej się już nie da (smiech)

Czyli akcja Wiem ile ten posiłek ma kalorii bez konieczności ważenia go

3. Uważam, że dzięki temu (w końcu!) poprowadzę rzetelny dziennik, a nie tylko z doskoku. Nawet miesięczne skrupulatne dokumentowanie pomoże przy późniejszym braku inwencji i nie będą one końcem świata :p

Czyli akcja Jem sobie smacznie, nienerwowo, bo mam w pamiętniku multum inspiracji

4. O tym, że zapewne pomoże mi to w trzymaniu diety, bez jakiś dziwnych odchyłów, chyba nie muszę wspominać?;)

Czyli akcja Jestem na redukcji, nie wypada o tym zapominać

A żeby nie robić niepotrzebnego bałaganu już na starcie - pierwsze menu w kolejnym wpisie.

10 października 2015 , Komentarze (5)

Zastanawiam się nad dodatkowym systemem motywacyjnym, a co! :D Tylko jeszcze nie wiem, co ile kilogramów miałaby następować nagroda. Na razie plan jest taki (bardzo roboczy, bo szczerze, na ten pomysł wpadłam dzisiaj rano i po początkowym "coby tu wymyślić" ukształtowało się kilka propozycji. Niby są to rzeczy zwyczajne, do kupna których nie powinnam potrzebować żadnej motywacji, ani systemu nagradzania się, ale może dzięki temu ta droga będzie przyjemniejsza? ;))

Nie ma co nagradzać się dopóki nie zobaczę 66 kg. Teraz jest 72, jeszcze niedawno było 68, więc zbicie tej nadwyżki to mój psi obowiązek. Jak zobaczę 67 to znaczy, że jestem na bardzo dobrej drodze do sukcesu, więc zostanie tylko 1 kg do pierwszej nagrody. A będzie nią...

1. biżuteria (dziewczyna) Od jakiegoś czasu noszę się z zamiarem wyzbycia się wszelkich sztucznych błyskotek i zapełniać moją szkatułkę najchętniej srebrem. Jak na razie jedynym krokiem ku temu było przejrzenie kilku stron internetowych popularniejszych jubilerów i.... nie znalazłam nic, co by mi się podobało. Musze połazić po tych mniej popularnych, coś czuję, że tam biżuteria będzie ciekawsza. Ostatecznie zostaje też szukanie szczęścia w necie, ale strasznie nie lubię kupować czegoś, czego nie mogę wcześniej zmacać (smiech)

2. przy 63 kilogramie zrobię nalot na lakiery do paznokci. Muszę przejrzeć to co mam, z częścią się pożegnać i jednym słowem - odświeżyć kolekcję :)

3. gdy ujrzę 5 z przodu przyjdzie czas na porządki w bieliźnie. Gacie to wiadomo, będzie mus. Natomiast zamierzam wymienić wszystkie biustonosze. Dopiero niedawno odkryłam idealny dla mnie model, na razie mam tylko jeden. Chcę więcej ]:>

4. 57 kg - obiecuję sobie pójść bez narzekania na zakupy ciuchowe i nie przeżywać, że to będzie tyle kosztowało (nie dość, że nie lubię shoppingów to jeszcze zawsze przytłaczają mnie koszty) hmm... to chyba jednak nie będzie nagroda...:x to miejsce, jak na razie zostaje wolne, mam nadzieję, że objawi się coś ciekawego.

5. Pozycja numer 5 i 55 kilogramów :D nagrodą będzie... wymiana obrączek! Zamierzamy wymienić sobie obrączki na takie, które chcieliśmy kupić na samym początku, ale powstrzymała nas opinia rodziny (strasznie głupie, wiem). Poza samym chceniem dochodzi jeszcze fakt, że obrączka męża zrobiła się za duża, a nie można jej zmniejszyć (tytan). Czyli niby zakup bardzo potrzebny, nie powinien mieć raczej "łatki" nagrody, ale to będzie takie... hmm.. zwieńczenie moich wysiłków :) No i tak właściwie nie wiem, czy nie zmieni się mój rozmiar palca (raczej wątpię, no ale... ;))

A Wy? Praktykujecie system nagród? ;)

7 października 2015 , Komentarze (3)

W końcu dotarło do głupiego łba... 

Żeby nie było, wszystkie moje poprzednie podejścia "na serio" faktycznie takie były, ale... towarzyszyło im kombinowanie, bo coś trzeba było zrobić, ale jak coś zrobić, żeby się nie narobić? (smiech) Trochę żartuję sama z siebie, ale robiąc każde kolejne podejście, planując "things to do" zawsze pojawiało się coś nierealnego do zdziałania na dłuższą metę. I to były takie zrywy raczej krótsze niż dłuższe. W ogóle ostatni czas, licząc od tych sakramenckich upałów, zdecydowanie nie napawał mnie optymizmem...potem chorowałam, potem był jeszcze jakiś innych "przeszkadzacz", teraz znowu jestem przeziębiona :( Naiwnie sądziłam, że odbębniłam choróbska w tym roku. No, ale... już mi lepiej, jaśniej mi się myśli, ale zamiast kombinować zaczęłam wczytywać się w psychodietetykę.

I co? Ano czuję się jakby mnie ktoś zdzielił... to takie proste, takie prawdziwe, dlaczego zawsze miałam tendencję do komplikowania?

Tylko dwie zasady mogą zmienić moje życie.

1. Ustal dlaczego przytyłaś.

2. Zrób z tym porządek dziewczyno!

Oto cała filozofia. 

A potem tylko nie zapomnieć, że

3. to jest moje życie. Nie ma czegoś takiego jak przed dietą, ani po diecie. Jest ciężka praca nad zmianą nawyków, a potem - to już jest codzienność. Nie ma, że pracowało się na sukces tylko po to, żeby go później zmarnować starymi przyzwyczajeniami.

Przez dłuższy czas siedziałam cicho, ale często podczytywałam Pamiętniki. I niektóre rzeczy mnie serio przerażają. To znaczy teraz mnie przerażają, do niedawna byłam skłonna kibicować, w imię "każdemu się zdarza, nie ma co się załamywać". Przecież każdy przechodzi przez etap, w którym chce się zmian, dąży się do nich, ale niekoniecznie robi się to w mądry (albo chociaż dobrze przemyślany) sposób. Teksty w stylu "pofolgowałam sobie trochę, jest kg na plusie, ale już wracam na dobre tory". Czyli co? Ktoś wraca do rygorystycznej diety, żeby w kolejnym tygodniu pod przykrywką cheat daya zaprzepaścić osiągnięte efekty? Albo "muszę utrzymywać niską kaloryczność, bo jak jem więcej to tyję". W tym przypadku ktoś zamierza być na diecie całe życie? Bo nie rozumiem, kaloryczność niewiele większa od PPM, ciągłe pilnowanie i liczenie - jak długa tak można wytrzymać? 

Ja już wiem, przerobiłam na sobie - na wiosnę ubiegłego roku schudłam 7 kg, utrzymałam to do teraz bez jakiś większych problemów. Kilogramy zaczęły wracać dopiero w sierpniu. I teraz startuję "od początku", ale tym razem nie będę się ograniczać tylko do zmian w menu. Tak właściwie zamierzam trzymać się ustalonej kaloryczności, dbać o warzywka do większości posiłków, ba, może i zacznę jeść regularnie owoce, ha ha ;) Ma być zdrowo, kolorowo i w limicie. Bez ograniczeń w stylu żadnych węgli na kolację, piwo tylko w takim, a takim przedziale inaczej to klęska. Żadnych nierealnych założeń!

Więcej wysiłku będzie mnie kosztowało ogarnięcie aktywności. Ale to też nie będę się teraz zarzekać, jak to wszystko sprytnie zaplanowałam, bo plany sobie, a życie sobie... Po prostu na tym polu ma dojść do dużej zmiany, zapewne nie nastąpi to z dnia na dzień.. Cóż mogę powiedzieć, będę się starać 8)

I co? To wszystko jest proste i banalne, prawda? :) I oczywiście każda z nas o tym wie, czyż nie? :D