Od wczoraj mój partner znów ma 2 zmianę, popołudnie w tym tygodniu spędzam z jego synem i swoją córką.
Przerasta mnie ta sytuacja. Nie radzę sobie z jego synkiem, bardzo źle traktuje moją córkę, przezywa, jest zazdrosny gdy jego babcia okazuje jakaś uwagę mojej córce, zabraniał mojej córce bawić się razem z dziećmi. A nawet wczoraj mówił, że go moja córka denerwuje i chce by się ona wyprowadziła. Przy całej rodzinie ze strony mojego partnera powiedział, że "wszystkie dziewczyny są fajne, oprócz nich" wskazując na mnie i moją córkę... Poczułam się jakbym dostała w brzuch...To było w ten weekend.
On ma 5 lat a moja córka 4.
Ona szybko zapomina a ja nie umiem. Narasta we mnie ból i żal, nie mam spokoju w sobie.
Kiedy jestem z nimi sama to mały wie jak się zachowac, nie przezywa, nie wyśmiewa, bawi się fajnie z moją córką, ale tak jest do weekendu, kiedy czas spędzamy też z jego tatą, przy nim mały pokazuje na co go stać. Tak samo jest w obecności jego babci.
Wczoraj usłyszałam od koleżanki, że ja i córka jesteśmy jak intruzi w życiu tego chłopca. I tak się czuję. Mam coraz mniej sił stawać w obronie córki, męczyć się tak co dzień.
Dochodzi do sytuacji kiedy staje w obronie partnera, krzyknę, tłumacze jego synkowi, że tata to nie kolega, że ma słuchać, że nie jest dorosły jak tata. O dziwo, mój partner jeszcze nie skomentował, czy dobrze że się wtrącam czy nie w tej sytuacji.
I kiedy tak znów zostałam w domu tylko z dziećmi to jadłam i wymiotowałam. Znów. Kiedy mój partner ma ranną zmianę i jest z nami popołudnia i wieczory to nie mam tego problemu.