Dzisiaj jest jakiś progres, bo zrobiłam trening siłowy na ręce plus pochodziłam na orbitreku... Ale ogólnie źle się dalej czuję, duszności jakieś, tężyczkowe drgania. Sukces, że nie poszłam na drzemkę, tylko od razu godzinę po obiedzie zaczęłam podnosić hantle. 1,5 kg jednak, bo nie chcę zakwasów tak jak ostatnio.
Przez te upały cała spuchłam i czuję się taka ulana... Niby schudłam te 10 kg a dalej jestem niezadowolona ze swojego wyglądu. Zależy oczywiście od dnia, dzisiaj jest ten gorszy. Upały powodują, że mam wielką papę i rozlany brzuchol, skóra robi się jakaś taka rozmiękła i sflaczała... No jakbym miała rozstępy to bym podejrzewała, że mam jakiegoś Cushinga, ale nie mam. Dramat. Chciałoby się pocisnąć z dietą, obciąć kalorie, ale nie mogę, bo zdycham z tężyczką i mam niedobory elektrolitowe już przy 1800 kalorii. Ostatnio tak słabo się czuję, że myślę o wejściu na jakieś porządne 2200 kalorii, oczywiście samo zdrowe jedzonko, by uzupełnić niedobory, ale jak wtedy chudnąć? Ech. Na razie się powstrzymam, poczekam, może się poprawi.
Dziś po raz pierwszy zrobiłam sobie chipsy z jarmużu. Wyszły spalone, ale nawet dobre. Jutro spróbuję jeszcze raz, krócej potrzymam by się nie sfajczyły. Tych liści zielonych to mnóstwo dziś zjadłam, pół paczki prawie spalonego jarmużu i garść świeżej rukoli do wieczornej sałatki. Nasycaj się ciało magnezem.