Dziś kolejny trening siłowy, tym razem 25 minut na pośladki. Dałam radę z hantlami 2 kg. Potem orbitrek, na najwolniejszym tempie przez pół godziny. Zjedzone 1900 kcal. W tym micha ultrazdrowej sałatki z tartej marchwi, tartego jabłka i garści rukoli. Bez sosu. I chipsy z jarmużu. Tym razem nie spalone, ale mogłam potrzymać je jeszcze z minutę. Bo część zwiotczała na talerzu.
Kupiłam sobie białko grochu, bo serwatkowego już nie jem. Ograniczam nabiał. Białko grochu o smaku czekoladowego herbatnika, bardzo smaczne i bez cukru. Rozpuściłam sobie w mleku owsianym. Trzeba czymś podbić to białko w diecie.
Nie wiem czemu, ale mam ochotę się nażreć. Tymi zdrowymi i mniej zdrowymi produktami co mam w domu. Po prostu zjeść na raz pół słoika masła orzechowego, resztę tortilli, ciastek itd. Wiem, że byłaby to głupota. Może dlatego, że jestem w najgorszej fazie odchudzania. Gdy mimo bycia na diecie tyle czasu jeszcze nie czuję się szczupło. Czuję się ulana. Śmieszne, bo jak ważyłam te 78-80 kg to nie postrzegałam tak negatywnie swojego wyglądu. Im więcej kg gubię, tym bardziej czuję się gruba. Co za paradoks.