Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Czas wrócić na dobre tory...


Długi weekend spędziliśmy u moich rodziców. Mama gotowała tyle jedzenia, jak na jakieś święta, codziennie z obiadu coś zostawało na następny dzień i tak w kółko. Obiady mięsne z sosami, surówkami, młodymi ziemniakami. Ciasta oczywiście zrobiła, sernik i biszkopt z galaretką i kremem kremówkowym... No po prostu nie było jak liczyć kalorii. Jadłam tyle, ile chciałam, nie jadłam tylko chleba i mącznych spodów od ciast. Spróbowałam nawet cukierka dubajskiego, który rozczarował mnie swoim płaskim smakiem. Jednego dnia wjechała na stół bombonierka 40 czekoladek w różnych smakach i przez wiele godzin biłam się z myślami, czy wziąć czy nie... W końcu po przeanalizowaniu, które smaki ciekawią mnie najbardziej, wybrałam dwie i okazały się obrzydliwe. Nadziane jakąś brązową sztuczną masą i smakowały dokładnie tak samo, chociaż miały inaczej. Zęby mnie jeszcze od nich rozbolały.

To poluzowanie diety skończyło się tak, że jak wróciliśmy do siebie, pojechaliśmy do KFC po kubełek skrzydełek... Wzięłam jeszcze jakiś ryż ze stripsami do tego. Ryż był niedobry, mięso dobre tylko do czasu, bo po paru sztukach poczułam się struta i czułam tylko zapach starego oleju.

Czy żałuję? Nie, bo uświadomiłam sobie, że już mi takie żarcie nie smakuje. Słodycze rozczarowały mnie płaskim smakiem, a po KFC czułam się ociężała. Dzisiaj serio z radością i ulgą wróciłam do swojego normalnego jedzonka - na śniadanie skyr, kiwi, gorzka czekolada, trochę nachosów, na obiad młoda kapustka z papryką i kurczakiem, na kolację czereśnie, sałatka z fetą i pistacje. O wiele lepsze i smaczniejsze jedzenie, i co ważne, zdrowsze. Zjadłam niecałe 1800 kcal i byłam najedzona. 

A waga? Ku mojemu zdziwieniu zwiększyła się tylko z 69,2 na 69,35 kg. Nie chce mi się jej aktualizować. Jestem 3 dni przed okresem. Ale czuję się mega podlana wodą, napuchnięta, brzydka przez obrzęk na twarzy... Mam jeszcze trochę do zrzucenia. W tym miesiącu wiem, że nie osiągnę już tych 65 kg, ale może w przyszłym się uda. Czas zakasać rękawy...

  • ognik1958

    ognik1958

    24 czerwca 2025, 11:03

    Hmm....odchudzanie to nie liczenie co sie je ale jedzenie tylko określonego kalorycznie jadła w dwóch czy trzech posiłkach w określonym przedziale czasowym ...okienku np. 8 godzin i ćwiczenia na spalanie tez o określonym spalaniu i...realizowanie szeregu czynników sprzyjających chudnięciu i z tego są stałe postępy oczywywizda w dół i to na wadze przez miesiąc....roczek i to.... do skutku a potem lata starań by to utrzymać,,,,,warto

    • Tetania

      Tetania

      24 czerwca 2025, 20:36

      pewnie, że warto