O tej diecie już myślałam lata temu, bo słyszałam, że oczyszcza nerki. Ale jakoś nie mogłam się za nią zabrać. Wizja jedzenia samych arbuzów przez cały dzień jest nazbyt przerażająca. Więc zmodyfikowałam ją trochę pod siebie.
Co dzisiaj jadłam? Na śniadanie arbuz, 4 ciastka sante kakaowe + białko grochowe kakaowe z mlekiem owsianym. Obiad: arbuz, białko, 50 g nachosów o prostym składzie, z samą solą. Na kolację sałatka - arbuz, feta, cebula czerwona, 40 g nachosów i ciastka owsiane. Wypiłam też dwie kawy z cykorii z mlekiem owsianym. Łącznie zjadłam dziś około 1,5 kg arbuza.
Po co to robię? Miałam potrzebę zresetowania się po powrocie od rodziców. Oczyszczenia z tych wędlin i innych rzeczy, po których spuchłam jak bania. Zadziałało, moja twarz nie wygląda już jak księżyc w pełni, a brzuch jest bardziej płaski i ogólnie czuję się mniejsza.
Minusy: gazy i moczopędność. I czuję się jakaś senna. Ale przed okresem i tak się tak zawsze czuję. Okropnie zmęczona.
I nie jest to żadna głodówka ani monodieta, bo dobiłam dziś do 1750 kcal.
Nie ukrywam, że chciałabym zobaczyć w końcu spadek na wadze. Już cały miesiąc bujam się z wagą 69 kg. A ładnie ćwiczyłam i trzymałam dietę do wyjazdu do rodziców. Jestem ciekawa, czy coś ruszy dzięki tym arbuzom.